niedziela, 28 kwietnia 2013

Roz.11- bo z reguły jest tak...




Dojechaliśmy z Winiarskim i Kłosem pod jakiś bełchatowski klub. Nic specjalnego, wielki oczojebny neon, mieniący się milionem barw. Aż mnie coś zrywało na ten widok. Może jestem przewrażliwiona? Czułam się dziwnie. Z jednej strony niby mam się teraz dobrze bawić, ze Skrzatami, ale cichutki głosik w moje głowie szepcze:  A co z Krzyśkiem, Zbyszkiem i całą resztą chłopaków? Być może właśnie teraz powinnam wrócić do Rzeszowa i zatroszczyć się o tych, których naprawdę kocham. Myśl do cholery Lena, myśl! Nie ujmując niczego Winiarskiemu, bo traktowałam go jak przyjaciela. Ale nie wiedziałam nawet czy moi Rzeszowianie wygrali z Zaksą! Chwilę biłam się z myślami, aż w końcu zdecydowałam. Poczekałam kiedy uradowany Karol zniknie w środku, a następnie odciągnęłam Michała na ubocze.
- Michał, posłuchaj, to ważne...- zaczęłam, a ten tylko mi się bacznie przyglądał. Miałam wielką, włochatą kulkę w gardle, dzięki której ledwo wypowiadałam słowa.- chyba jednak się dzisiaj razem nie pobawimy. Bardzo mi przykro, ale wiesz ja tak nie mogę. Dziwnie się czuję, że jestem tutaj z wami, a nie tam, w Rzeszowie. Tam są moi przyjaciele, oczywiście ty też jesteś moim przyjacielem, ale rozumiesz mnie, mam nadzieję?- spojrzałam na niego z nadzieją w oczach, że jednak nie jest typowym facetem i zrozumie mój problem.
- Jasne, wiem co czujesz. Nie martw się, wytłumaczę wszystko chłopakom. I dziękuję ci, za to że przyjechałaś, no za projekt i za wszystko. Ale i tak mi się nie wywiniesz, będziemy razem pić!- uśmiechnął się i mocno przytulił. Fajny z niego Misiek, taki duży i wszystko rozumie, jak starszy brat.
- Tylko zadzwoń jak dojedziesz do mnie, bo inaczej będę musiał pić na smutno!- krzyknął kiedy wsiadałam do samochodu
- Zadzwonię, obiecuje!- pomachałam mu i wsiadłam do ciepłego, skórzanego wnętrza mojego auta. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Serce szalało mi z radości, że w końcu zobaczę moją Igiełkę. Co z tego, że wrócę pewnie na 2 do domu? Dzisiaj już go zobaczę!


Tak jak przewidywałam do Rzeszowa dojechałam kilka minut po 2. Dziwnie było tak jechać przez to jakże ciche miasto. Czułam się w nim po raz pierwszy bardzo samotnie. Co ze mną nie tak? Mam wspaniałych przyjaciół, brata i Krzyśka! Czego ja jeszcze mogę chcieć od życia? No czego? Dobrze wiedziałam czego, ale bałam się powiedzieć o tym głośno, to zaczęłam sobie wspominać...


Był luty. Okropna pogoda, cała stolica była taka szara, ciemna, nie do życia. Pomimo tego ja, Lena Werden mogłam się czuć naprawdę szczęśliwa. Mój ukochany Maciek miał mnie zabrać na wakacje do mojej ukochanej Toskanii. To miały być nasze wakacje. Nikodema miałam oddać ciotce na te dwa tygodnie. Właśnie kończyłam liceum i miałam masę wolnego czasu, podobnie jak mój chłopak.  Tydzień przed wyjazdem biegaliśmy dopinając wszystkie sprawy, przelot, hotel jakieś wejściówki do obiektów kulturalnych. W końcu, 1 lipca wyruszyliśmy na pokładzie samolotu do Włoch. Cieszyłam się jak małe dziecko, że spędzimy więcej czasu razem. Ostatnio każde z nas miało tyle na głowie. Odbieranie jakichś wyników czy jeszcze czegoś innego. W końcu po kilku godzinach lotu postawiliśmy pierwsze kroki na toskańskiej ziemi. Pierwszy tydzień był cudowny, przesiadywaliśmy nad morzem pijąc włoskie wino. Gorzej było w drugim tygodniu. Imprezowa natura Macieja dała o sobie znać. Zaczął chodzić na głupie  dyskoteki i podrywać długonogie, ciemnowłose włoszki. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy pocałował inną. To był ostatni dzień naszego pobytu. Skutecznie popsuł mi cały urok tego wyjazdu. Do Polski wróciłam zła, zestresowana i skłócona. Nie odzywaliśmy się do siebie kilka dnie,a potem to już było tylko gorzej. Wyjechał do tego pieprzonego Berlina!


Matko jaka ja głupia byłam, że go wtedy nie zostawiłam. Mogłam zaoszczędzić sobie tego całego cierpienia, mieszkałabym nadal w Warszawie... Nie, nie chcę już o tym myśleć! Nie poznałabym wtedy Resoviaków,  nie amen! Skończony rozdział, już do niego nie wracam. Niewiele myśląc zajechałam moją limuzyną pod blok, wysiadłam i pobiegłam do domu, bo nagle zaczęło przeraźliwe padać. Weszłam do mieszkania, sprawdziłam czy Niki jest w domu. Kiedy okazało się, że już sobie smacznie pochrapuje ruszyłam w kierunku własnego pokoju i ze zdziwieniem odnotowałam, że na moim zwykle zawalonym biurku, stoją śliczne goździki. Podeszłam, aby sprawdzić od kogo, może się podpisał? Nie liczyłam na to, że to przypływ braterskiej miłości. Równie dobrze mogłam je dostać od listonosza. Z zainteresowaniem zauważyłam małe, białe coś. Rozwinęłam papierek i aż się uśmiechnęłam. Poznałam pismo Ignaczaka. Miał mi do przekazania bardzo, ale to bardzo ważną wiadomość: " Ja+ ty=wielkie zakupy z okazji wygranej Resovii!" Zaśmiałam się cichutko i położyłam spać a wielkim uśmiechem tam gdzieś w moim mózgu.


- Lena mendo! Obudź się, jestem głodny!- mój kochany braciszek znowu domagał się nakarmienia. Był gorszy niż kot, pies czy inne zwierze domowe.
- Weź się naucz robić jedzenie! Ja nie wstaję!- wychrypiałam i zawinęłam się szczelniej kołdrą, przezornie ukrywając pod nią głowę.
- No taka z ciebie siostra?- usłyszałam znajomy głos.  Jak oparzona zerwałam się z łóżka i rzuciłam Krzyśkowi na szyję. Zaskoczony moim nagłym wybuchem radości nie zdążył zamortyzować moje zamachu na życie i w efekcie wylądowaliśmy na podłodze.
- Dobra, to ja już nie przeszkadzam- powiedział młodszy i szybko wyszedł z mieszkania. Patrzyłam się na Krzyśka tak jakbym widziała go pierwszy raz w życiu.
- Jak ja za tobą tęskniłam!- powiedziałam  Ignaczakowi, kiedy skończyliśmy się "witać"
- A ja za tobą Miśku!- odpowiedział i pomógł mi wstać
Szybko się ubrałam i ruszyliśmy do centrum.


-Słuchaj a co to za okazja, że oboje idziemy na zakupy?- zapytałam z ciekawości, bo i tak już długo wytrzymałam. Spojrzałam na Krzyśka wyczekująco.
- No bo widzisz, dzisiaj mamy bal z okazji którejś tam rocznicy, teraz nie pamiętam dokładnie, istnienia klubu. A tak sobie pomyślałem, że poszłabyś ze mną, co?- spojrzał na mnie tymi swoimi oczkami, od których miękły mi nogi.
- Ale ja nie mam sukienki!- przeraziłam się
- Dlatego tu jesteśmy! Ja nie mam garnituru, a ty sukienki, więc zaraz coś sobie znajdziemy- uśmiechnął się do mnie i wskazał na wystawę na której widniały piękne garnitury. Weszliśmy do środka i od razu pojawiła się przy nas pani głos doradczy i porwała mi Ignaczaka. Chciałam zaprotestować, ale nie miałam czasu, bo Krzysio przyszedł po gotowy już garnitur. Zapłacił tylko za niego i wyszliśmy.
- Czemu się nie chwaliłeś, że ty już kupiłeś?- rzucałam oskarżycielskim tonem.
- No bo byłaś chora, pamiętasz?- przypomniał mi skutecznie.
- Mogłeś zadzwonić!- jęknęłam żałośnie, a ten tylko pocałował mnie w głowę.
- Nie gniewaj się Lenka, chodź kupimy ci sukienkę!- pociągnął mnie do kolejnego sklepu, tym razem dla pań. Zostawił mnie samą na środku, a sam wygodnie rozsiadł się w fotelu. Rozglądałam się przez chwilę, aż w końcu miła pani do mnie podeszła. Powiedziałam jej jakiej kreacji szukam, a ta tylko wskazała mi przebieralnie, a sama zniknęła między rzędami wieszaków na których być może wisiała moja sukienka. Stałam w tej przebieralni jak idiotka i patrzyłam się tempo w lustro. Zastanawiałam się co niby we mnie takiego jest, że jestem z Ignaczakiem. Ani moje blond dredy się jakoś nie wyróżniały, a niebieskie oczy to już w ogóle! Tatuaże jak tatuaże. Albo są albo się ich nie ma. Jak kto woli. Może chodzi o charakter? Ale ja mam beznadziejny charakter! Wieczny agresor i pesymista do tego skąpiec! No dobra, może ze skąpcem przesadziłam, ale reszta to prawda. Te moje rozmyślania nad sobą przerwała Miła Pani, przynosząc cały tuzin sukienek,a do tego tylko jedną parę czarnych szpilek. Aż się przestraszyłam widząc tyle ubrań na raz! Nie wiedziałam od czego mam zacząć, podziękowałam więc grzecznie za pomoc i zaczęłam przeglądać przyniesione kiecki. Na pierwszy ogień poszła krwistoczerwona sukienka do samej ziemi, bez ramiączek,która wygląda nieziemsko. Kiedy się już w niej zapięłam, wyszłam żeby Igła mógł mnie zobaczyć.
- I jak?- zapytałam go, patrząc uważnie na jego minę. Ten z twarzą znawcy uniósł kciuk w górę. Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam się dalej stroić. Kolejna była taka brzydka oliwkowa, że jej nawet nie przymierzyłam nawet i kilku innych też. W końcu trafiłam na coś co mi się spodobało! Czarna, zwiewna sukienka z dłuższym tyłem na grubych ramiączkach. Wyszłam ponownie i czekałam na opinię mojego eksperta. Długo mi się przyglądał, aż w końcu powiedział
- Ślicznie wyglądasz! Bierzmy obie!- wstał i pomógł mi z suwakiem. Mój kochany Igła! Zawsze pomyśli o tym komu pomóc. Musiałam jeszcze kupić sobie tylko naszyjnik, ale to u mnie chwilka. Postawiłam na klasykę, gruby, pleciony złoty łańcuch i kolczyki z tego samego materiału do tego bransoleta jak ze starożytnego Rzymu. Igłaczak kupił sobie jeszcze buty i tak jakoś się stało, że była już 15.
- O matko już tak późno! A o 20 to się wszystko zaczyna  Migiem  lecę cię odwiozę żebyś się mogła przyszykować!  - przestraszył się i pobiegł do samochodu pakując nasze torby.
- Kocie! Spokojnie, damy sobie radę! Powiedz, o której po mnie przyjedziesz?- zapytałam mojego partnera
- Myślę, że o 19.15 powinienem już być- oświadczył i zamknął bagażnik.
- Dobra, to wejdź na górę, nie pukaj, dobrze? Pewnie będę w łazience!- uśmiechnęłam się  do niego, a on odwzajemnił ,mi swoim  pięknym uśmieszkiem.


Kiedy tylko się pożegnaliśmy, poleciałam jak głupia z torbami na górę żeby się tylko wyrobić. Napuściłam sobie wody do wanny i się zrelaksowałam. Po godzinie wyszłam totalnie odstresowana i gotowa żeby zawojować świat. Teraz czas żeby coś zjeść. Zrobiłam sobie zapiekanki, które pochłonęłam w 5 minut. Jak burza wpadłam ponownie do łazienki żeby się pomalować. Zajęło mi to ponad godzinę, bo trzęsły mi się ręce ze zdenerwowania, albo ekscytacji. Włosy spięłam w wysokiego koka i nałożyłam moją czarną opaskę. Bardzo elegancko. Dochodziła godzina siódma więc czym prędzej pognałam nałożyć sukienkę. Zdecydowałam się jednak na czerwoną, bo to przecież barwy Resovii, prawda? W momencie kiedy skończyłam się ubierać do mieszkania wszedł Krzysztof Ignaczak.
- Lenka, gdzie jesteś? - krzyknął niepewnie, prawdopodobnie czuł się równie dziwacznie co ja.
- Jestem u siebie!- odkrzyknęłam.
Usłyszałam jego kroki na korytarzu, a po chwili zobaczyłam jego odbicie w lustrze.
- Wyglądasz...wow!- gwizdnął siatkarz
- Ty też wyglądasz całkiem wow- uśmiechnęłam się do libero.
- Jakim ja jestem szczęściarzem!- aż podskoczył w miejscu
- Krzysiu nie przesadzasz? To tylko ja!- pomachałam mu ręką przed nosem
- To jesteś aż TY!- wziął mnie na ręce i zaczął się obracać wokół własnej osi. Pocałowałam go i tak chwilę trwaliśmy. Magiczna chwila wieczoru? Zaliczona!
- Dobra, zbierajmy się! Nie chcemy się przecież spóźnić, prawda?- zapytał mnie Krzysio, łapiąc za rękę.  Pokręciłam przecząco głową i podałam kluczyki do auta.











Przepraszam za to wyżej. Ledwo żyję, bo własnie wróciłam z wesela. Ale to świetne uczucie, kiedy tak sobie jedziesz a z Orlenu uśmiecha się Cichy :)
Ostatnio mówiliście, że mało tu Krzysia, więc teraz rozdział praktycznie tylko z naszym libero! :) Od jutra zaczynam majówkę i będę miała troszkę czasu, więc jeśli u kogoś mam zaległości to niech zostawi linki pod tym postem, a na pewno nadrobię! :>
Zmieniłam troszkę wygląd bloga, myślę, że się spodoba :D
Czytam=komentuję :)
pozdrawiam, Julka :*

środa, 24 kwietnia 2013

Roz.10- Skra, Skra Bełchatów!




Tak jak przewidywaliśmy z Nikodemem, zrobiliśmy sobie dwa inne tatuaże. On, jako że to jego pierwszy, nie szalał za bardzo. Zrobił sobie na ramieniu "wielką abstrakcje". Ja, jako stały bywalec salonów tatuażu, zaszalałam sobie. Poświęciłam kark żeby powstało na nim serce z Asseco Resovią, ale nie takie pitu pitu, tylko takie naprawdę śliczne. Wyszliśmy bardzo zadowoleni z salonu. teraz tylko trzeba było uważać, żeby nigdzie się o nic nie obetrzeć.  


Ostatnie dwa tygodnie przesiedziałam w domu, bo złapałam straszny kaszel. Choroba jednak pozwoliła skupić mi się na pracy. Musiałam wykonać przecież projekt domu dla Winiarskiego, bo termin oddania projektu się zbliżał. Całe szczęście, że Michał opisał mi to czego dokładnie chciał, bo to ułatwiało mi robotę. W końcu w piątek mogłam z czystym sercem powiedzieć.
- No dobra, oby ci się to spodobało Winiarku- zacisnęłam mocno kciuki. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do siatkarza, odebrał niemal natychmiast.
- Cześć Michał,tu Lena, mam już twój projekt!
- O to świetnie! Słuchaj wystąpiły jednak problemy techniczne, nie będę mógł jutro przyjechać żeby go odebrać- powiedział zasmuconym głosem.
- Nie ma sprawy!Przywiozę ci, przecież zdaję sobie sprawę z tego jakie to ważne- zaproponowałam
- Serio mogłabyś?To nie jest dla ciebie duży problem? Całowałbym cię po rękach!- zachwycił się Winiar
- Nie ma takiej potrzeby, ale dzięki za propozycję. To o której mam być w Bełchatowie?- zapytałam
- Bez znaczenia, najwyżej zostaniesz na meczu- zaśmiał mi się w słuchawkę
- Meczu? Brzmi kusząco, a z kim gracie?- dopytałam, ciekawa, bo w końcu nadrobiłam braki siatkarskie, stając się totalnym zapaleńcem.
- O matko, zapomniałem z kim gramy! Ej Kłosu z kim gramy?-krzyknął do jakiegoś chłopaka, który coś tam powiedział
- Ty nawet nie wiesz z kim grasz?- zapytałam
- No tak wyszło, ale już wiem, Politechnika Warszawska to nasz przeciwnik- odpowiedział dumnie
- Dobra panie waleczny,to do jutra!- pożegnałam się z nim. Musiałam jeszcze ogarnąć bilet, więc wykonałam ponowny telefon do Michała. Zapewniałam mnie, żebym nie przejmowała się tym więcej. Tak zrobiłam, nie przejmowałam się niczym. Z uwagi na to, że na dworze robiło się coraz cieplej, no bo to już w końcu luty, założyłam zwykłe botki i wyszłam z domu z zamiarem odwiedzenia Bartmana. Oczywiście, znając moje szczęście nie zastałam go w domu, a szkoda, bo nie widziałam go, ani nikogo innego przez te dwa cholerne tygodnie tylko po to, żeby się nie zrazili. Ponownie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Zbyszka.
- Bartmanku mój! Gdzie ty się podziewasz?- zajęczałam mu na dzień dobry
- No siedzę sobie u Piotrka, bo właśnie skończyliśmy trening
- A to nie łaska przyjść do domu?
- Ale o co ci chodzi? Ty nie możesz i tak wychodzić!
- Już mogę, stoję pod twoim mieszkaniem jak debil, a ciebie tu nie ma!
- Lena już wychodzi?- usłyszałam głos Ignaczaka za którym się stęskniłam
- No już mogę, potwierdzam!
- O to wpadniesz jutro na mecz!- ucieszył się, włączając tym samym do rozmowy Piter
- Emmm...to znaczy jutro nie mogę, gdyż jadę w celach służbowych, bardzo mi przykro
- Kurcze, serio? Nie możesz tego przełożyć?- zapytał  Krzysio
- Niestety, nie ma takiej możliwości, w nagrodę jednak jak jutro ładnie wygracie to zapraszam na ciasto!- powiedziałam
- A będzie kawunia?- zapytał Zibi
- Dla ciebie zawsze!- odparłam
- No to jakoś ci wybaczymy! W takim razie do zobaczenia!- rozłączyli się. Z jednej strony było mi głupio, że nie będę na meczu, ale z drugiej nie mogłam się już doczekać, aż pojadę do Bełchatowa. Wróciłam więc do domu, po drodze kupując kilka gazet i skompletowałam sobie ubranie na mecz. Potem obijanie się na kanapie, przeglądanie starych folderów ze zdjęciami i takie tak, ogólnie mówiąc: nic nie robienie.


O godzinie 10 wyjechałam z Rzeszowa. To była pierwsza długa podróż mojego nowego auta. Zaopatrzyłam się przezornie w ulubione piosenki i jakoś przeżyłam tę pięciogodzinną podróż. Kiedy wjechałam do Bełchatowa, totalnie nie wiedziałam gdzie się znajduje. Znowu się musiałam ratować telefon do Michała Winiarskiego. Jakoś mnie pokierował pod swój dom. Dojechawszy pod rezydencję państwa Winiarskich, zabrałam projekt i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi przeuroczy, blond chłopczyk.
- Mamo, mamo! Jakaś pani przyszła!- krzyknął, zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć. Minutę później w drzwiach stanęła ładna brunetka, młoda, pewnie nieco starsza niż ja.
-Dzień dobry! Nazywam się Lena Werden i mam projekt dla Michała- przedstawiłam się i swoje, pokojowe zamiary
- Dagmara Winiarska, Michał musiał na chwilę wyjść, tak więc zapraszam do środka- zaprosiła mnie do wnętrza domu.Weszłam, bacznie się rozglądając. Nie rozumiałam za bardzo czemu chcieli mieć nowe gniazdko, skoro tu było jak w bajce.
- Olek sprzątnij zabawki!- poprosiła syna. Mały szybko wykonał polecenie. Zdążyłam zamienić z Dagmarą kilka słów, a pojawił się w mieszkaniu Michał.
- Cześć! Już jestem!- zawołał. Olek szybko podbiegł do taty i się mocno do niego przytulił. Widać, że to była kochająca się rodzina.
- O Lena! Cześć, fajnie, że jesteś!- ucieszył się Winiarski i przywitał się ze mną.
- Zanim zaczniemy, Daga chodź pokażę ci samochód jaki chciałbym mieć!- złapał żonę za ręke i pociągnął w kierunku okna. Zaciekawiona jakiż to jest wymarzony samochód siatkarza również wyjrzałam przez zasłonkę. No  nie wierzę! Jedynym zaparkowanym samochodem na ulicy był mój Mercedes. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Wszyscy Winiarscy spojrzeli na mnie jak wariatkę.
- O co ci chodzi Lena?- spytał podejrzliwie siatkarz. Ja się tylko dalej śmiałam. Jakoś w końcu udało mi się opanować i opowiedziałam przez łzy.
- Bo to jest mój samochód
- Serio? Zawieziesz mnie nim na mecz?- poprosił Misiek
- Nie ma sprawy, a kiedy musimy wyjechać?
- Tak za jakąś godzinkę- odpowiedział
- Ok, a macie gdzieś łazienkę, bo chciałabym się odświeżyć- spojrzałam na Dagmarę. Gospodyni uśmiechnęła się do mnie i wskazała odpowiednie drzwi. Przepłukałam twarz, poprawiłam to co było trzeba i byłam gotowa na mecz. Zapakowaliśmy się z Michałem do auta i ruszyliśmy pod halę.


Wszystkie obiekty sportowe dla mnie są takie same. Wyjątkiem nie była "Energia", chociaż w środku mnie zaskoczyła. Była ogromna, nawet chyba większa niż Podpromie! Rozdzieliliśmy się z Winiarskim, on poszedł się przebrać, a ja poszłam na boisko. Po kilkunastu minutach wyszli z szatni wszyscy zawodnicy, ubrani w czarno-żółte stroje. Zaczęli się rozgrzewać, a ja po raz kolejny nie miałam co ze sobą zrobić. Któryś z nich chyba zauważył moje znudzenie i podszedł do mnie.
- Cześć, Karol jestem!- przywitał się, podając mi rękę przez barierkę
- Miło mi, Lena- odwzajemniłam gest
- Co ty tu robisz tak wcześnie? Do meczy trochę zostało?- zapytał
- No wiesz, podwiozłam Winiarskiego, a nie miałam się gdzie podziać to jestem sobie tutaj- wzruszyłam tylko ramionami.
- Winiarskiego? Przecież on za nic nie zostawiłby swojego samochodu!- zaprzeczył mi brunet
- No to byś się zdziwił, serio!- powiedziałam, przeciągając sylaby
- To czym ty dziewczyno jeździsz?- spytał
- Mercedesem R171- odpowiedziałam obojętnie, po raz kolejny zresztą
- Żartujesz ze mnie, prawda?- zrobił wielkie oczy
- Nie, naprawdę nim jeżdżę!- uśmiechnęłam się
- A ja tu przyszedłem z misją! nie poodbijałabyś ze mną piłki?- zapytał, wskazując na żółto-niebieską Mikasę.Zastanowiłam się chwilę, zgadzając się w końcu. Karol pomógł przejść mi przez barierki i zaczęliśmy odbijać sobie piłkę. Tak jak wcześniej z Bartmanem tak teraz z Kłosem (zapamiętałam kolejne nazwisko!) szło mi całkiem nieźle. Niestety, po jednym z ataków środkowego wpadłam na bruneta w żółtych butach.
- O matko! Przepraszam!- krzyknęłam przerażona, pomagając mu wstać.
- Nic się nie stało! Hej, czy my się nie znamy?- zagadnął mnie
- Nie, raczej bym zapamiętała!-uśmiechnęłam się do niego
- No to czas się poznać! Mariusz jestem!- wyciągnął rękę, a ja ją uścisnęłam również się przedstawiając. Nie wiadomo skąd pojawił się przy nas kolejny siatkarz
- A ja jestem Alex, tam stoi Paweł, Wytze, Maciek, Konstantin, Daniel, Michał, Michał, trenero, Paweł i trenero numer dwa- wymienił młody zawodnik, z burzą jasnych loczków na głowie.
- Jezu, jakie dziecko- Mariusz zakrył twarz dłońmi, a ja wróciłam sobie do Kłosika, zostawiając młodego samego. Jeszcze się chwilę bawiliśmy, aż w końcu weszli na parkiet zawodnicy z warszawy, a ludzie pojawiali się na swoich miejscach. Życzyłam Skrzatom powodzenia i wróciłam na miejsce. Wygrali mecz szybko i gładko 3:0. No bo jak mogło być inaczej? Podszedł do mnie Michał i zapytał
- Jak? Żałujesz, że musiałaś tyle jechać?
- Niby czemu?
- No bo Resovia też dzisiaj grała!
- Wiem, ale ja jestem wszechstronnym kibicem! Poza tym zrobiłam sobie znak, który zawsze mnie z nimi łączy!- odwróciłam się i pokazałam mu mój nowiutki tatuaż
- Kurde, ale ty masz ich dużo! Nie bolało cię?- zapytał 
- Nie co ty! Odpowiednie nastawienie psychiczne i jest ok!- wyszczerzyłam się
- Dobra, a teraz słuchaj! Jedziesz z nami po świętować i nie ma, że nie, bo nie wiem kiedy znowu tu zawitasz
- Ale, ale...no dobra
Niebieskooki uśmiechnął się do mnie i zniknął gdzieś w tłumie rozkrzyczanych małolat. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam na parking.


Czekałam sobie grzecznie aż wyjdą, bo nie wiedziałam gdzie mamy jechać. Oparta o maskę samochodu nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie Karol.
- Jednak mnie nie oszukałaś z mercem!
- No wiesz co? Ja nigdy nie kłamię!
- Taa, dobra, załóżmy, że ci wierze- uśmiechnął się, a ja pokazałam mu język. Po chwili pojawił się także Winiarski, zacierając ręce.
- To jak jedziemy?- zapytał
- Ja z przodu!- wykrzyknął Kłos
- O nie! Gównarzeria do tyłu, tak samo jak ci którzy mi nie wierzą!- zaprotestowałam. Michał wyglądał na zadowolonego z tego faktu. Zapakowaliśmy się do środka i ruszyliśmy. Siatkarze przez całą drogę ryczeli mi niemal do ucha: "SKRA, SKRA BEŁCHATÓW!"





Sparwdzajcie LIEBSTER AWARD, gdyż ponieważ sa tam nominowanie przeze mnie, a nie mam siły wszystkich informować , wybaczcie ;c
Postanowiłam dodać wcześniej rozdział z uwagi na to, że jutro lajtowy egzamin, więc w wasze ręce oddaję ten trochę przydługi rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :) Zapytam moich rówieśników: jak egzaminy?:D Ja się nimi nie przejmuję, gdyż to nie matura XD
Dobra, zostawiam Was samych i życzę miłej lektury :)
Czytam=komentuję :D
pozdrawiam, Julka :>

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Roz.9- męska rzecz


AM

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Za dużo alkoholu jednak wypiłam. Spłakaliśmy się z Krzyśkiem jak małe dzieci; ja przeklinając Maćka, a on Iwonę. No bo jak można zostawić tak świetnego faceta dla jakiegoś murzyna w Ameryce i do tego zabrać ojcu dzieci!? Jakim człowiekiem trzeba być. Stwierdziłam, że może w sumie powalczyć o nie sądowo, ale on tylko machnął ręką. chyba już się poddał, ja jednak nie odpuszczę, przekonam go do tego. Tak sobie siedziałam i rozmyślałam nad tym wszystkim, kiedy mój telefon dał znać. Spojrzałam na ekran, z którego uśmiechała się do mnie mordka Bartmana. pewnie znowu nie ma nic na śniadanie.
- Cześć Lena, masz coś do jedzenia?- zajęczał mi na dzień dobry w słuchawkę  Zaśmiałam się tylko, niestety budząc przy rym Ignaczaka. Popatrzył na mnie zaspanymi oczkami, uśmiechnięty.
- Zależy co rozumiesz przez słowo "coś"- odpowiedziałam atakującemu
- Cokolwiek, mogą być nawet zgniłe pomidory, bo moja lodówka ma tylko zapasy Okocima- oświadczył.
- To robimy wymianę, jedzenie za picie- wyszczerzyłam się, ale i tak tego nie widział.
- Dobra, to za minutę jestem- rozłączył się, a ja usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć Zbyszkowie. Jakże się zdziwiłam, kiedy w drzwiach stanął nie kto inny jak mój przyjaciel: Andrzej.
- Andrzej? Matko co ty tu robisz?- uśmiechnęłam się i rzuciłam mu na szyję. Przytulił mnie mocno i też się zaśmiał.
- Odwiedzam starą przyjaciółkę, chyba się nie gniewasz, że tak wcześnie?- zapytał i zrobił tę swoją super minkę.
- Nie, oszalałeś!? Wchodź proszę!- otworzyłam jeszcze bardziej drzwi i gestem wskazałam żeby wszedł. Śmiało przekroczył próg, skierował się do salonu, a ja w tym czasie poszłam do kuchni zrobić śniadanie.
- Igłaczak? A co ty tu robisz?- usłyszałam radosne pytanie Andrzejka i aż weszłam do salonu.
- Ty ja mógłbym cię zapytać o to samo? Kiedy tu przyleciał, Wronko?
- Gramy z wami mecz, to przyjechałem wcześniej do Leny- powiedział Wrona, środkowy Delecty Bydgoszcz.
- Ta, gramy mecz?- zdziwił się Igła
- No taki sparing, wiesz, przyjacielsko- poklepał go po plecach.
W tym momencie do mojego mieszkania wszedł Bartman. Stanął w salonie i zrobił wielkie oczy.
- Wrona!? A ty co tu, skąd, jak, kiedy?- wyrzucił z siebie jednym tchem, łapiąc się za głowę.
- Dzisiaj, przed chwilą, z Bydgoszczy!- roześmiał się Andrzej i serdecznie uściskał Zbyszka. Minute później pochłaniali śniadanie, które im przygotowałam i coś tam wspominali. Uroczo się ich słuchało i miło patrzyło.


Pierwszy zwinął się Krzysio, dziękując mi za wszystko. No w sumie, nie miał za co, chyba to ja go powinnam przeprosić za moje zachowanie. Niestety ten wyszedł nie dając mi dojść do słowa. Następny uciekł Zibi, który stwierdził, że ma burdel w mieszkaniu, a chce zrobić imprezę, a brudno mieć nie może.
Zostałam więc z Wroną.
- Dalej jeździsz tym motorem? - zapytał mnie z politowaniem. Był chyba jedynym facetem jakiego znałam, któremu nie podobało się moje Maleństwo.
- Tak, jeżdżę, ale zastanawiam się nad kupnem samochodu, bo się trochę męczę.- przyznałam mu niechętnie. Na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech, który dobrze znałam. Uniosłam tylko brew, jakby nie dając po sobie nic poznać,
- No to zbieraj dupę, jedziemy do salonu!- oświadczył, wstając i zacierając ręce.
- Ale co? Tak teraz? A mogę się chociaż przebrać?- poprosiłam go błagalnie, a on tylko głęboko westchnął, ale pokiwał twierdząco głową. Cały mój kochany Wronek. Wrzuciłam na siebie białą, koszulę i czarne spodnie.
- Gotowa?- zapytał, potwierdziłam i ruszyliśmy do salonu, jego błyszczącym, czarnym oplem.


Jako, że Rzeszów był siatkarskim miastem błyskawicznie rozpoznali Andrzeja. Od razu zasypali go ofertami zakupu, tanimi ratami i innym bankowym żargonem. Ten grzecznie odmówił i podpowiedział, że dzisiaj jest jedynie głosem doradczym. Obsługujący nas mężczyzna mrugnął kilka razy i spojrzał na mnie, uważnie oceniając wzrokiem.
- Z samochodów dla pań mamy bardzo ładne, proste w obsłudze autko, dwudrzwiowe, bardzo dobra oferta- oświadczył. Spojrzałam na Andrzeja, a ten tylko zakrył twarz ręką. Wiedział, że koleś nadepnął mi na odcisk. Nienawidziłam kiedy ktoś mówił, że jestem słabym kierowcą.
- Nie interesują mnie zabawkowe samochodziki, proszę mi pokazać jakąś poważna ofertę- powiedziałam poważnie. Kolesia zamurowało, dosłownie  można było go walnąć, a ten pewnie by nie poczuł. Wydukał kilka słów przeprosin, skierował nas w stronę dużych aut. Od razu wiedziałam jakie kupię. Czarny lśniący Mercedes R171. Trafił mi w czuły punkt. Wskazał go Andrzejowi, a ten pochwalił mnie za dobry wybór.
Nie chciałam czekać ani chwili dłużej i podpisał jakieś dodatkowe papiery żeby od razy wyjechać moim pięknym samochodem. Oczywiście Wrona usadowił się na miejscu pasażera błyskawicznie. Prowadził się lekko i przyjemnie. Skierowałam nas pod Podpromie, bo resoviacy właśnie kończyli trening. Zaparkowałam przed wejściem, wysiadłam i czekał  oparta o maskę, a obok mnie Andrzej, który namówił mnie na grę w łapki. Tak się w to wciągnęłam, że nie zobaczyłam kiedy wychodzą.
- Wrona, Wrona, kiedy ukradłeś to cacko? - krzyknął w jego kierunku Kosok
- Gdzie ja? To nie moje, mała sobie kupiła! - odkrzyknął środkowy. Na te słowa wszyscy stanęli w miejscu i patrzyli to na samochód to na mnie.
-I cię na takie coś stać?- w końcu przerwał ciszę Piter
- Architektura to dobry zawód, mój drogi- uśmiechnęłam się do Cichego. Powoli do samochodu zbliżał się Lotman i Olieg, a Jochen z daleka (oczywiście wyszedł ostatni) krzyczał:
- Niemieckie samochody są najlepsze i to jest przykład! - szybko do nas dołączył, a ja  pokiwałam głową z zainteresowanie przyglądając się dwójce przyjmujących. Chodzili wokół Merca jak zahipnotyzowani, dotykając delikatnie blach, opon i patrząc przez okna na obite skórą fotele. Wtedy wpadł mi do głowy szatański pomysł.
- Słuchajta, mam cztery wolne miejsca..
-Trzy- poprawił mnie Andrzejek
- A racja trzy, więc może ktoś chce darmową podwózkę?- zapytałam z uśmiechem. Na te słowa stanęli przede mną na baczność, a oczywiście pierwsi panowie zakochani w mym aucie, czyli Alek i Paul. Do nich wkręcił się jakimś cudem Kosa.
- Dobra, pakować się, tylko nie nabrudzić mi tam!- ostrzegłam, a reszta zawodników patrzyła w ślad za nami jak zaczarowani. Machał nam tylko Łukasz, patrząc jednak tęsknie za Mercem.


- Piękne auto, cudowny wybór, masz talent, cudowny kierowca...- tak zachwalał mnie Kosok, przygotowujący się do wyjścia.
- Dzięki Grzesiu, ale już jesteśmy pod twoim domem, więc wybacz, ale czas się pożegnać- odpowiedziałam smutno
- Muszę? Ja kocham ten samochód!- założył ręce jak małe dziecko i opadł na fotele.
- Tak, musisz!- pokazałam mu język, zmierzwiłam włosy i coś tam coś tam. poburczał chwilę, ale wysiadł, a razem z nim Wroński.
-  Siemka Lenox!
- Siema Wronx!
Takie nasze szczeniackie pożegnanie. W końcu zostałam sama! Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Nika.
- Cześć, gdzie jesteś? Jeszcze, słuchaj za 10 minut masz być przed jej domem, zabieram cię do domu i mam niespodziankę!
Odpaliłam cicho silnik i pomknęłam w kierunku domu tej jak jej tam? Weroniki!


- Siostra, a dasz poprowadzić?- wybałuszył oczy brat.
- Nie! Wskakuj, jak ładnie napiszesz maturę to ci jakieś kupię- uśmiechnęłam się do niego, a ten posłusznie wszedł do środka.
- Jakieś plany na popołudnie? - zapytał. Zastanawiałam się chwilę, aż w końcu odpowiedziałam.
- Jadę sobie zrobić nowy tatuaż!
- Ja też mogę? Proszę cię!
- W sumie czemu nie?
- Kocham cię siostro!
Ruszyliśmy cicho moim Mercedesem R171 w kierunku studio po nowe nabytki. Jak szaleć to szaleć na całego!





Przepraszam, że tyle nie pisałam, ale obowiązki :( W międzyczasie Resovia zdążyła obronić TYTUŁ MISTRZA POLSKI! <3
Teraz tylko czekam na sezon reprezentacyjny i omomomommo :3 Nowy sezon ISZ <3
Zostałam nominowana do Liebster Award więc możecie sobie zajrzeć, być może znajdziecie tam linki do własnych blogów :D
czytam=komentuję :)
pozdrawiam, Julka :)

piątek, 19 kwietnia 2013

Roz.8- to akurat bolało!



To chyba był wrzesień. Bardzo piękny zresztą, tak ciepły jak w połowie lipca. Nieznacznie aurę psuł lekko padający deszczyk. Czekałam na peronie, aż w końcu przyjedzie. Wpatrywałam się w tory i czekałam, oczywiście nie wiedział, że chce go odebrać. To miała być taka miła niespodzianka. Czekałam więc na stacji, ubrana w białą sukienkę i czarną ramoneskę. Strasznie się denerwowałam, bo nie widziałam go już pół roku, ciekawe czy się mocno zmienił? W końcu nadjeżdżał jego pociąg z Berlina. W końcu zobaczę mojego Maćka! Tak za nim tęskniła. Jak dobrze, że to całe szkolenie się już skończyło! Maszynista wyhamował maszynę, a przede mną otwierały się drzwi. Przepchnęłam się przez tłum ludzi, żeby szybciej go powitać. Rozglądałam się w każdą stronę, przepychałam na dal, aż w końcu go zlokalizowałam. Nic się nie zmienił. Lekki zarosty, taki trzydniowy, brązowe włosy w "artystycznym" nieładzie. Luźna koszulka, ulubioną, którą sama mu kupiłam i czarne spodnie. Jednak coś mi się nie zgadzało. Czemu całował się z jakąś dziewczyną, czy zapomniał, że jest ze mną. Ja to wszystko widzę do cholery! Jestem tutaj, czułam, że coś się we mnie złamało. To nie tak jak z filipem, nie to coś innego. W końcu się oderwał od tego swojego ślimaczenia się i spojrzał centralnie w moje oczy, które już zdążyły zajść łzami. Na jego twarz wpełzło bezbrzeżne przerażenie. Odsunął od siebie "ślimaka" i szybko ruszył w moją stronę. Odwróciłam się na picie i szybko odbiegłam, ale on jednak nie odpuszczał.
-Lena zatrzymaj się! Daj sobie wszystko wytłumaczyć!- krzyczał za mną
Nie chciałam go słyszeć, widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać, a jednak musiałam.
- Słuchaj Maciek, nas już nie ma! To skończyło się przed chwilą, chociaż w sumie to pewnie stało się pół roku temu!- wrzasnęłam, waląc pięściami w jego tors. Złapał mnie za ręce i chciał przytulić  ale wyrwałam mu się i tym razem już odbiegłam na zawsze. Kilka razy dziennie przez pewien okres do mnie nie dzwonił, aż w końcu zmieniłam numer, wyprowadziłam się i zaczęłam nowe życie. Z dala od niego i całej tej przykrej przeszłości, która tak bardzo bolała...



Cholerka, nie będzie dobrze dzisiaj, coś się złego wydarzy. Zawsze kiedy przypominałam sobie swojego ex miałam paskudny dzień. Niech ten jednak będzie miłą odmianą, no proszę! Wstałam, zrobiłam sobie mocną kawę i poszłam się zrelaksować do centrum. Przydałaby mi się nowa para butów, jakieś spodnie i coś tam jeszcze.


Kiedy tak chodziłam bez celu, bezmyślnie przeglądając wystawy sklepów, które aż raziły po oczach, zauważyłam znajomą sylwetkę. Przeszłam jeszcze za nią kilka kroków żeby upewnić się, że jest to rzeczywiście Paul Lotman. No oczywiście, że to on! Ta jego jakże charakterystyczna fryzura, no i ciemnie okulary i czapka- skarpeta. Przed kim on się tak chował? Podkradłam się jeszcze bliżej, aż w końcu szturchnęłam go w plecy.
- O matko i córko! Jak ty mnie przestraszyłaś wariatko! - atakujący aż podskoczył, po tym ataku na jego skromną osobę
- No wiesz, a ja liczyłam na jakieś: cześć, co u ciebie- zaśmiałam się
- Cześć, co u ciebie?- zapytał przekornie Paul
- No wiesz zastanawiam się nad sensem życia, rozumiesz mnie nie?- popatrzyłam na niego poważnie, a ten tylko mrugnął. Zachichotałam, klepiąc go przyjaźnie po dłonie
- Tak serio to rozglądam się za jakimiś ubraniami, a ty?- spytałam
- No ja mam tak samo. Szkoda, że nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc- zrobił smutną minkę
 - Znam ten ból, mój drogi- również się zasmuciłam
- To ja mam pomysł, ja pomogę tobie, a ty mnie, stoi?
- Stoi!- razem ruszyliśmy w kierunku najbliższych sklepów. Włóczyliśmy się tak od czasu do czasu wymieniając uwagami na temat bluzek, spodni czy butów. W końcu wyszliśmy obładowani torbami, kierując się w kierunku samochodu Lotman'a. Jeździł pięknym czarnym Land Roverem. Bez problemu zapakowaliśmy wszystkie nasze zdobycze dnia dzisiejszego. Nie wytrzymałam i zapytałam
- Ej gwiazdorze, a po co ci te okulary?
- A to! Wiesz, fanki by mnie tu zjadły, nie dając miejsca do przejścia od sklepu do sklepu- zdjął swoje odzienie maskujące
- Serio? Aż tak są na was napalone?- dopytywałam z niedowierzaniem.
- Ja to jeszcze nić. Gdybyś wiedziała, jak było z Igłą. Myślałem, że Iwona to je tam pozbija- roześmiał się
- Iwona? A co to za jedna?
- Jak to? Nie znasz Iwony?- wyglądał na zdziwionego
- No nie miałam tej przyjemności, żeby ją poznać- wzruszyłam ramionami
- No Iwona jest żoną Krzyśka- wytłumaczył mi.



" Co? Stop, kim kurwa jest? Żoną, Krzyśka? Mojego Krzyśka, wróć nie mojego, jej Krzyśka. To kim ja jestem? Kochanką na jedną noc? Nie , nawet nie jestem tym. Jestem łatwą szmatą, którą sobie można okłamywać?" Natłok myśli w głowie, pozwolił mi tylko na powiedzenie kilku słów do Paul'a.
- Loti, odwieziesz mnie w jedno miejsce? Muszę coś załatwić?- poprosiłam
- Jasne, nie ma sprawy. Powiedz mi tylko gdzie- uśmiechnął się do mnie. Jak robot, automatycznie podałam mu namiar na moje biuro. W drodze próbował kontynuować naszą rozmowę, ale odpowiadałam krótkimi wyrażeniami. Wysiadając podziękowałam mu za wszystko i ruszyłam w stronę tymczasowego mieszkania Krzysztofa Ignaczaka.



Kiedy znalazłam się już na właściwym piętrze, podeszłam do drzwi i po prostu je otworzyłam. Na pierwszy rzut oka nie mogłam go nigdzie dojrzeć aż w końcu pojawił się w drzwiach od łazienki.
- Lenka skarbie! A co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony w samych bokserkach.
- Nie mów do mnie skarbie! Między nami wszystko skończone! Masz dwa dni żeby się wyprowadzić!- oznajmiłam władczo
- Co, ale co ja zrobiłem?- dopytywał się zdziwiony
- Gówno zrobiłeś! Iwona, mówi ci to coś?- wrzasnęłam na niego
- Skąd ty o niej wiesz?- zrobił wielkie oczy
- To nie jest w tej chwili ważne! Czemu mi nie powiedziałeś, że masz żonę ! - usiadłam pod ściana, krzyżując ręce na kolanach. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
- No bo ja nie mam żony. Zabrała mi dzieci i wyjechała z Polski, bo znalazła sobie nowego, lepszego faceta- wycedził przez zęby. Na jego policzku błysnęła pojedyncza łza.
- Co zrobiła!? I ty tak po prostu na to pozwoliłeś?- wyjąkałam
- Nie miałem innej możliwości, tak to przynajmniej mogę się z nimi kontaktować- teraz to już się kompletnie załamał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć, głaskałam go tylko po policzku, coś tam szepcząc. Jak ja mogłam tak na niego naskoczyć. Zimna ze mnie suka.
- Zbieraj się Krzysiu, jedziemy stąd!- zakomenderowałam
- Tak,a niby gdzie?- zakwilił
- Jak to gdzie? do mnie, nie pozwolę żebyś dzisiaj był sam, więc nakładaj jakieś ubrania i uciekamy stąd- uśmiechnęłam się do niego przez niedoschnięte jeszcze łzy. Odwzajemnił mi tym samym. Chwilę później, schodziliśmy już do samochodu i jechaliśmy do mnie. Nie za bardzo wiedziałam co chce zrobić, ale jakiś tam ogólny zamiar miała. Chciałam  nas upić, żebyśmy zapomnieli o wszystkim i wszystkich. A potem co? A potem to się zobaczy, czysta improwizacja.






No teraz wam dałam trochę dłuższy rozdział, bo pewnie dodam coś dopiero po egzaminach. :c
Jutro już finał finałów! Ja mam nadzieję, że Sovia obroni tytuł i wywiezie z Kędzierzyna złoty krążek :D Trzymam kciuki za chłopaków wszystkich, żaby się nie poddawali :)
A co do rozdziału, to dopiero następny będzie taki jak być powinien, ale może się nie obrazicie za to co napisałam wyżej :>
Czytam=komentuję :)
Pozdrawiam, Julka :*

środa, 17 kwietnia 2013

Roz.7 part II- Ojciec Chrzestny

Dobra, perspektywa posiadania chłopaka zawsze mnie przerażała. Ilekroć byłam w jakimś związku zawsze się bałam, że coś spieprzę. Tak było dopóki nie spotkałam Filipa. Dopełnialiśmy się wzajemnie. Był dla mnie całym światem, ja dla niego zresztą też. Nasz związek trwał 4 lata. Wspaniałe lata, których nie żałuje. Rozeszliśmy się w zgodzi i porozumieniu, dochodząc do wniosku, że chyba to co było już nie wróci. Nasze plany się  trochę pozmieniały. Do teraz byliśmy dobrymi przyjaciółmi...


Krzysztof Ignaczak i Lena Werden, Lena Ignaczak, Lena Werden- Ignaczak/ takie myśli prześladowały mnie rano. Czemu ja zaproponowałam mu ten chory układ? Z jednej strony bardzo go lubiłam, ale nie wiem do końca czy to właśnie "to". Trudno, powiedziałam a, to teraz muszę powiedzieć b. Musiałam się szybko uwinąć, żeby zdążyć na spotkanie  z klientem. Nałożyłam czarną mgiełke i czarną spódnice z baskinką. Do tego wysokie szpilki i wyszłam z domu. Złapałam autobus i pojechałam do biuro-domu. Drzwi otworzył mi uradowany Krzysiu
- No cześć słonko! Jak się spało?- zapytał, zabrał kurtkę i pocałował
Słonko? Człowieku, ile my mamy lat?
- Krzysiu! Co ty się tak odwaliłeś?- wskazałam na jego koszulę i spodnie od garnituru. Wyglądał bardzo, bardzo pociągająco.
- Ja? To ty się odwaliłaś jak królowa! Bardzo zresztą piękna!-  znowu mnie do siebie przyciągnął i pocałował. W sumie, coraz bardziej podobał mi się ten pomysł z naszym związkiem. Nasze czułe komplementowanie przerwał dzwonek do drzwi.
- Poczekaj tutaj, otworzę!- zaoferował się Krzysiek
Chwilę czekałam, aż w końcu usłyszałam coś co mnie raczej bardzo zaniepokoiło.
- Co ty tu stary robisz? Odwiedzasz starego kolegę, co?- usłyszałam radosne pokrzykiwania Igły
- Igła człowieku! Skąd ty się tu wziąłeś? Zacząłeś projektować domy?- wykrzyknął nieznajomy  to znaczy wróć, mój klient, Michał Winiarski. Moim oczom ukazał się przeuroczy widok. Do mojego pokoju "pracowniczego" wszedł Ignaczak z wyższym od siebie, bardzo przystojnym brunetem, z pięknymi, niebieskimi oczami.
- Michaś, poznaj Lenkę, moją nową dziewczynę- rzucił Igła, a ja spojrzałam na niego mrożącym spojrzeniem. A co z nasz tajemnicą, Ignaczak!?
- Miło poznać, a zarazem gratulację, dużo szczęścia wam życzę!- ujął moja dłoń i pocałował. O, to się nazywa prawdziwy gentelmen!
- I wzajemnie, możemy przejść na "ty"? Będzie nam się lepiej współpracowało- uśmiechnęłam się do niego, wskazując na miejsce w którym ma usiąść. Sama zajęłam krzesło po przeciwnej stronie.
- Jasne, nienawidzę oficjalnych sytuacji!- wyszczerzył się ślicznie i zatrzepotał rzęsami jak dziewczynka. Uśmiechnęłam się tylko i przeszliśmy do tak zwanych interesów. Igła od czasu do czasu dorzucał swoje 3 grosze, więc wygoniłam go do zrobienia kawy. trochę ponarzekał, ale poszedł i zrobił. Omówiliśmy wszystko i plany miał dostać ode mnie za 2 tygodnie.


- Stary słuchaj, co ty właściwie robisz w Rzeszowie? Chyba nie gramy żadnego mecze ze Skrą, co?- zapytał  Ignaczak
- Zapomniałeś!? Michalinka ma dzisiaj urodziny! No wstydź się, ładny mi wujek- wyśmiał go Winiar.
- A ty co, lepszy? Masz dla niej prezent, ojcze chrzestny?- zaszydził Krzysztof
- Jasne, że nie! Moja córunia dostanie ode mnie coś extra, ale najpierw to kupie- przysłuchiwałam się ich rozmowie, bo zaczęli gadać o śpioszkach, smoczkach i innych takich duperelach dla dzieciaczków.
- Lena! Ej, słuchasz nas?- klasnął mi przed twarzą Winiarski
- Co? A tak, sorry, zasłuchałam się- mrugnęłam oczami
- Pomożesz nam?- zapytali jednocześnie
- Co ja? Ja się na tym nie znam!- pokręciłam głową i gestykulowałam rękoma
Wtedy Michał spojrzał tymi swoimi pięknymi oczami, no i co miałam zrobić? Zgodziłam sie, oczywiście!



- Nie no spójrz! Tu masz motyw piłki, to będzie dobre!- próbował przekonać Krzysiek przyjaciela
- No to jak chcesz, to jej to kup, ja potrzebuję czegoś lepszego!- zakomenderował Winiarski
- Lenuś, a ty co myślisz?- oderwali mój wzrok, bardzo niechętnie, od wystawy Empiku.
- Nie, proszę cię, to dla chłopaka!- wyrwałam  mu śpioszki, zaczęłam chodzić po sklepie, aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Niosłam wielkie tomisko ilustrowanych bajek.
- Jak chcesz być spoko wujkiem, to kup jej to!- podałam mu książkę i stuknęłam w nią palcem
- Czegoś takiego szukałem! No to co, teraz na imprezę?- zagadnął. Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy do Nowakowskich.



- Jaka cudna książka! Mała będzie zachwycona!- Julka z radości klasnęła w dłonie i wpuściła nas do środka. W salonie było już wielu gości, same wielkoludy i konferencja na skype z jakimiś dwoma facetami. Wśród zgromadzonych rozpoznawałam: Igłe, Piotrka, Grzesia, Kubiaczka, Zbyszka, Winiara, a reszta była mi bliżej nieznana.
- A kto to przyszedł? -usłyszałam głos jednego z czatujących
- Macie tu Ziomka? Nie gadajcie, że jest Kuraś!?- podniecił się Krzysiek
- Czy ja dobrze słyszę? Igła jesteś tam?- zapytał facet zrobiony na Sylwestra Stallone
- Łukasz, jestem, jestem! Stary co tam u ciebie? Jak ci w Rosji?- dopytywał się
 A no wiesz, jakoś leci, nikt mnie nie nagrywa- zrobił smutną minke
- Musisz koniecznie kogoś poznać! Ty Kuraś też, wszyscy inni też!- podszedł do mnie i wyciągnął na środek
- Czekaj, czekaj! To jest Lena, tak? Przyjaciółka Zbyszka?- zapytał rudy osobnik
- Masz całkowitą rację Guma! To ona we własnej osobie!- pokiwał głową Zbyszek
No i się na mnie rzucili. Znowu. Poznałam: Michała Ruciaka, Pawła Zagumnego, Marcina Możdżonka, Łukasza Żygadło, Bartka Kurka i Pawła Zatorskiego. Znowu siatkarze mnie urzekli, a w szczególności Kurek, który chyba był w tym samym wieku co ja. Śmialiśmy się, gadaliśmy, bawiliśmy z Michasią, jedliśmy tort i piliśmy cudowne włoskie winko. Nadszedł czas żeby się pożegnać, bo ja też mam dziecko w domu. Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszliśmy z Ignaczakiem.  Odstawił mnie pod dom i tak się zakończył mój dzisiejszy dzień.





Wiem, że strasznie mało mnie tu teraz, ale musicie mi wybaczyć, bo mam egzaminy :c Starałam się wam to zrekompensować w tym rozdziale, który mam nadzieję się spodoba :)
Trzymajcie za mnie mocno kciuki we wtorek, środę i czwartek! :D
Zachęcam do komentowania, wyrażania opinii :)
pozdrawiam, Julka :*

niedziela, 14 kwietnia 2013

Roz. 7 part. I- panie Ignaczak, pan mnie nie straszy!


Wracaliśmy ze sklepu. Ja. mama i tata. Pamiętam, że byliśmy weseli, bo tego dnia tato dostał jakąś premię. Był już wieczór, dwuletniego Nikodema zostawiliśmy u babci, bo już zasypiał, a my pojechaliśmy do centrum żeby kupić mi nowe ubrania do szkoły, bo szłam już do czwartej klasy.  Ulica którą  jechaliśmy była pusta. Tak się nam przynajmniej wydawało. Nie była oświetlona. Tato nie zauważył, że z naprzeciwka wyjeżdża wielki tir. Nie miał świateł ani nic takiego. uderzyliśmy w niego z impetem. Moi rodzice zginęli w wypadku na miejscu, mnie się udało wyjść z tego prawie bez szwanku, bo złamana ręka to nic. I tak w wieku 10 lat musiałam zająć się bratem i babcią.



Złapałam Krzyśka za rękę i odciągnęłam szybko od nadjeżdżających świateł. 
- Pojebany człowieku uważaj jak jeździsz!- wrzasnęłam za kierowcą auta, kładąc ręke na piersi. Igła stojący obok przysiadł na piętach. Ciężko oddychał i wyglądał na przerażonego. Przykucnęłam obok i położyłam ręke na ramieniu. Dziwnie się czułam pocieszając takie dużegooo faceta.
- Igiełko spokojnie, wszystko już dobrze- zaczęłam szeptać mu do ucha. On tylko kiwał się do przodu i tyłu.
- Krzysiu, uspokój się, nic ci się nie stało i to jest ważne!
- Lenka, kurwaa, ja cię chyba kocham!
-Bez przesady, ja cię tylkko odciągnęłam!
- Nie o tym mówię, ja cię tak serio KOCHAM. Jak mężczyzna kocha kobietę!- popatrzył na mnie, wiedziałam już czemu był taki przerażony. Tu nie chodziło o ten incydent z samochodem. On się chyba serio we mnie zakochał. Mrugnęłam jak debil kilka razy.
-Spokojnie, nie musisz mi odpowiadać, uznałem tylko, że byłoby dobrze gdybyś wiedziała- spuścił głowę.
- Nie, tu nie o to chodzi. Wiesz, zaskoczyłeś mnie jak mało kto w życiu. Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie, nie odpowiem ci dzisiaj na to pytanie. Chociaż nie, odpowiem. Lubię cię, nawet bardzo lubie i myśle, że to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Mam więc pomysł: pobawmy się w taki wolny związek, bez zobowiązan, jak nam wyjdzie super, a jak nie no to nikt nie będzie nikogo o to obwiniał- skończyłam. Popatrzyłam na niego, swoim zajebanymi oczkami. Ten się chwilę zastanawiał, jakby przetwarzając to co mu przed chwilą powiedziałam.
- Dobra, idę na to! Bardzo mi to pasuje- uśmiechnął się do mnie. Zapadła długa cisza, którą przerywały tylko nasze przyspieszone oddechy.
- O tu jesteście gołąbeczki! Krzysiu, hyp, oddaj nam, hyp Lene!- powiedział, zataczający się Grzesiek
- Stary, ale się nagrzałeś!- krzyknął Igła
- Spieeerdaalaaj!- wysyczał.
-Chodź, bo sam do środka nie wejdziesz- powiedział Krzysiu, wstając, łapiąc kolegę pod ramię z jednej strony. Pomimo moich szczerych chęci nie mogłam mu pomóc. Sięgałam Kosokowi jedynie do połowy klatki piersiowej, więc przytrzymywałam jedynie drzwi.


- Ja jebie, czy was nie można na chwilę zostawić?- wrzasnął Krzysiek
- Co ty się czepiasz Krzysiu? I nie krzysz, bo ludzie tu śpią!- odrzekł zaspany Nowakowski. Rzeczywiście nie przeliczył się. Wszyscy zawodnicy Resovii leżeli na stołach i spali w najlepsze. W końcu po tym meczu, świętowaniu mogli trochę odpocząć. Ale no bez przasdy, zanąc na stołach w barze? Zbieraliśmy ich z moim chłopakiem ( dziwnie to brzmi) do autokaru. Dzielnie pomagał nam Nikodem i jego koleżanka. Olieg przepraszał mnie, że muszę to widzieć, przytulał i całował po policzkach. Śmierdział wódką na kilometr, więc  szybko go zapakowałam do sovio-busa. Zajęczał tylko i po minucie zasnął. Wszyscy zasneli w autokarze, nawet mój brat. Jedynie ja i Krzysiek trzymaliśmy się na nogach. Posatnowaliśmy wrócić audi Zbyszka, który spał na podłodze autobusu.


- No to co? Do zobaczenia jutro?- zapytał wysiadając przy swoim domu, bo już wróciliśmy do Rzeszowa.
- Wiesz, mam jutro rozmowę z klientem i potrzebny mi jest mój gabinet na jakieś 2 godziny- głupio mi było to mówić
- O, czyli się zobaczymy! Obiad zjesz u mnie, pasuje?- zapytał
- O byłoby super! To co, będe u ciebie o 10, wstaniesz?
- Jasne, ja bym nie wstał?- zaśmiał się
Patrzyliśmy tak chwilę na siebie, aż w końcu się zirytowałam i pocałowałam Krzyśka. Jak związek to związek! Odwzajemnił mój pocałunek bardzo, bardzo ochoczo!
- Pa dziewczyno!
- Pa chłopaku!





Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale egzaminy, egzaminy, egzaminy! :<
Uciekam uciekać mecz i mam nadzieję, że będę się dzisiaj cieszyć z wygranej Assecco! :D
Miłego czytania życzę! :* Czytam=komentuję :)
pozdrawiam, Julka ;>

czwartek, 11 kwietnia 2013

Roz.6- chwila grozy, kiedy szarżuje na ciebie dwumetrowy facet,a co dopiero 12...


Musiałam zostać przez tydzień z Nikim w domu. Dostał prochy uspokajające, siedział, leżał i spał. Zbyszek i Krzysio czasem wpadali. Młody szczególnie polubił granie w karty z nimi. Polubił też Ignaczaka co mnie cieszyło. W międzyczasie obroniłam magisterkę i stałam pełnoprawnym architektem. Z tej okazji wypiliśmy kilka kieliszków szampana. Wielkimi krokami zbliżał się też wyjazd do Jastrzębia. Nie byłam pewna czy pojadę, bo nie wiedziałam co zrobić z bratem. Mój problem nieoczekiwanie rozwiązał Piotrek. Spytacie jak? Zadał mi jedno, proste pytanie:
- Czemu nie weźmiesz go ze sobą?
- Ty genialny jesteś!- aż go z radości uściskałam. Całe szczęście, że nie było z nami Julki. tego samego wieczoru postanowiłam go o zapytać.
- Niki słuchaj, nie masz ochoty przejechać się do Jastrzębia na mecz?
- Mecz? Jaki mecz?- spytał, lekko otępiały. mrugając rozbieganymi oczkami. Mógłby przestać już brać te leki,bo zamienia się w zombie.
- Siatkówki mój drogi! Co ty na to?- spojrzałam na niego pytająco. Swego czasu był wielkim fanem.
- Jasne! Wyrwijmy się z tej dziury w końcu!- nieco powrócił jego temperament. Ucieszyłam się, że nie zostanie sam, a ja w końcu będę miała z kim gadać na meczu. Postanowiłam zadzwonić do Bartmana czy nie pożyczyłby mi samochodu.
- Cześć ZB9! Słuchaj, nie pożyczyłbyś mi samochodu?- spytałam
- A co motorek ci zbrzydł?- rozśmiał się
- tak, sprzedaję go jutro- zakpiłam
- Nawet tak nie żartuj!- wrzasnął
- To co dasz mi samochód?- ponowiłam pytanie
- Jasne, wpadnij tylko po kluczyki  rano.


W sobotę obudziłam się z samego rana. Pobiegłam do Zibiego, wpadając po drodze na Ignaczaka. Szedł do mnie, bo miał "prezent'.
-Słuchaj, nie może być tak, że jako kibic będziesz w zwykłym podkoszulku. Masz prezencik- wręczył mi zapakowany podarunek
- Nie otwieraj teraz, chce cię w tym zobaczyć dopiero na meczu- uśmiechnął się do mnie i pożegnał, bo zaraz mają wyjazd. Z pakunkiem w ręku ruszyłam do mieszkania atakującego.
- Co ty gadasz? Serio dał się namówić, no to świetnie! Do zobaczenia i nie zarysuj mi auto, albo inaczej kupujesz mi nowe- przytulił mnie. Chyba włączyła mu się miłość.
- Spokojnie Zibi, damy radę!- mrugnęłam do niego i wyszłam z mieszkania.

Zapakowaliśmy się do samochodu około godziny 10.30, czyli wyjeżdżaliśmy optymalnie. Sprawdziliśmy czy wszystko mamy, bilety są, podarunek od Igły jest, kasa jest no i jedziemy. W drodze mieliśmy sporo śmiechu i ustaliliśmy, że robimy nowe tatuaże, takie które osobno nic nie znaczą, a razem układają się w słowo ' You must believe". Już je widziałam oczami wyobraźni. Kiedy dojechaliśmy do Jastrzębia musieliśmy zadzwonić do Kubiaczka, bo nie wiedziałam gdzie co jest. Ten precyzyjnie wyjaśnił mi jak mam dojechać do jego mieszkania. 30 minut później witaliśmy się z Michałem. Trochę dziwił go widok Nikodema, ale nic nie mówił. Oczywiście wiedział, że miał  próbę samobójczą, więc porwał go do pokoju, pokazując nowe gry. Ja zabrałam się za robienie obiadu. Postawiłam na coś szybkiego: naleśniki  z bananami i śmietaną z cukrem. Mężczyźni zjedli po jakieś 3-4 talerze, a ja jednego malutkiego naleśniczka. Strasznie się denerwowałam, sama nie wiem czemu. Musieliśmy być wcześniej na hali, bo Dziku miał rozgrzewkę. Wyjęłam z torebki prezent od Igły i rozerwałam papier. Moim oczom ukazała się koszulka z numerem "16" i nazwiskiem Ignaczak. Uśmiechnęłam się do siebie, obiecując sobie, żeby podziękować mu za prezent. Nałożyłam ją i wyszliśmy. Kubi jęczał, że chodzę w "obozie wroga". Poklepałam go po ramieniu, zapewniając, że następnym razem założę jego.


- To jest Michał, Rob, Russell, Matteo, Damian, Simon. Mateusz no nasz trener- znowu poznawałam nowych siatkarzy.  Szczególnie ciekawy wydał się Simon, który miał w sobie tyle energii i dobrego humoru. Ponadto pięknie mówił po polsku. Michał i Matteo jak na Włochów przystało, zachowywali się bardzo szarmancko, niezbyt nachalnie, ale jednak, jak to Włosi. A reszta jak na  razie wydawała się oazą spokoju.
Zajęliśmy z młodym miejsca i czekaliśmy na mecz. Z szatni zaczęli wychodzić zawodnicy z Rzeszowa. Oczywiście pierwszy podbiegł do mnie mnie Igiełka, która nakazał mi wstać i zaprezentować koszulkę. Posłusznie się okręciłam  wywołując burzę oklasków graczy obu drużyn. Chłopcy uciekli na rozgrzewkę, a my graliśmy w łapki czekając na rozpoczęcie. No w końcu się doczekałam. Wyszły podstawowe składy i mogliśmy zaczynać. Nikodem bardziej skupił się na brązowowłosej dziewczynie siedzącej obok nas. Nie powiem ładna była. Ona tez rzucała mu ukradkowe spojrzenia. Odważył się nawet i do niej zagadał. Spojrzałam na niego, a ten tylko szepnął
- No nie gap się tak! Kibicuj lepiej! 
Zaśmiałam się tylko, a Rzeszów w tym czasie wygrywał mecz. Prowadzili już 2:0. Zbyszek szalał na ataku, bo Jochen sobie coś zrobił z kostką. biedaczyna, aż mi się go szkoda zrobiło. Pokuśtykał sobie na ławkę, a tam dopali go już lekarze. Wzrokiem zauważyłam wśród nich Julkę. Szczęście miała, bo nie rozstawała się z Piotrkiem. Ciekawe z kim została Mała. Szybko się dowiedziałam, bo podeszła do mnie starsza kobieta, prawdopodobnie matka któregoś z młodych, trzymając na rękach Michasię.
- Dzień dobry, Nowakowska, czy mogłaby pani przejąc mała, bo ja już nie mogę tu siedzieć, za głośno dla mnie?- poprosiła łagodnie, nie mogłam jej odmówić. Była taka szczęśliwa, że może opuścić głośna halę. Pożegnałam się z nią i wzięłam Michalinę na ręce. Razem kibicowaliśmy jej tatusiowi. Ostatecznie Resoviaki zwyciężyli.

Weszłam na środek boiska, nie mogąc jednak dopchać się do żadnego z zawodników. Zawzięcie rozdawali autografy. Zarówno Jastrzębianie jak i Soviaki. Malutka zasnęła w moich ramionach, więc mogłam zabić każdego kto mnie potrąci. Niki gadał ze swoją nowo poznaną koleżanką. Nie chciałam mu nawet przeszkadzać. Po minutach oczekiwania skończyli swoje "gwiazdorzenie". Zdążyłam oddać Michalinę Julce. Teraz 12 facetów z Rzeszowa rzucili się na mnie, zwalając z nóg. Dostali się do półfinału, tylko jeszcze nie wiem czego. Podnieśli mnie, przytulając, całując i nie wiadomo co jeszcze. Nawet zimny Jochen się przytulił.
Świętowaliśmy całą noc, pocieszałam Kubiaczka, mówiąc mu, że dla mnie i tak jest mistrzem. 

- Widziałeś jego buty! Ten kolor nie pasuje mu do oczu!- ocenił fachowym okiem Kosa, popijając piwo
- No dokładnie! Ten odcień jest dla niego za ciemny!- poparł go Cichy
- Matko, kto go wychował?- walnął się ręką w czoło Kosok. Przez cały wieczór szydzili sobie z wszystkich przybyłych, upijając się piwami.
- Ty popatrz na siebie! Jedna skarpetka czarna druga biała!- wskazałam na jego stopy
- HAHAHAHHAHA! FRAJER- wyśmiał go Piotrek
Wszyscy gdzieś tańczyli, a Niko siedział z Weroniką, która jak się okazało również mieszkała w Rzeszowie. Coś czułam,że na przyjaźni się nie skończy. Potem zostałam wyprowadzona na parkiet prze Krzyśka i zaczęliśmy tańczyć do "Gangnam Style'. Nienawidziłam tej piosenki, ale o dziwo mi nie przeszkadzała. Tak sobie podrygiwaliśmy do rytmu, dołączyli do nas Olieg i Paul. Potem Igła wyciągnął mnie na dwór, bo podobno miał ważną sprawę.


- No bo widzisz Lenka, jest sprawa....
Coś błysnęło.








Cześć, siema, witajcie! 
Jak obiecałam jest 6 nikt nie zginął, wszyscy żyją, dobrze się mają i na razie nikt nie odejdzie. Mam nadzieję, że się spodoba, bo się starałam :)
Pochwalę się, kupiłam sobie dzisiaj wymarzone szpilki na bal <3 Teraz czekam na mecz finałowy i go go Rzeszów! :D
Czytam= Komentuję! :>
Pozdrawiam, Julka :*

+ jak to przeczytałeś, to daj like fan page :)
Z góry dzięki :D

wtorek, 9 kwietnia 2013

Roz.5- Życie to karuzela zdarzeń, a w tym wszystkim nie ma sensu

Wszedł do mojego mieszkania, a ja nie wiedziałam co robić. Uciekać czy zostać? Wszedł z tymi wielkimi, czerwonymi, pięknymi różami. Zakryłam twarz dłońmi i próbowałam zakryć nos.
- Wybaczysz mi?- ponowił pytanie Krzysiek
Kichnęłam. Jeden raz, drugi raz i się rozkichałam.
- Lena, wszystko w porządku?- złapał mnie, za rękę, jeszcze bliżej podchodząc z czerwonymi zabójcami
- Osuń się z tymi przeklętymi kwiatami!- krzyknęłam, odsuwając się
- Nie wygłupiaj się, wczoraj byłem pijany, no przyjmij je- podstawił mi kwiaty pod nos
- Człowieku, mam aler...- w tym momencie zaczęłam się dusić. Złapałam się za gardło i zaczęłam kaszleć. Przerażony Igła rzucił kwiaty i podbiegł do mnie. Złapał na ręce i wyniósł jak najdalej od przedpokoju i czerwonych skrytobójców.
-Gdzie masz leki?- spytał, kiedy już przestałam kaszleć. Wskazałam na szafkę stojąca obok mnie. Libero poszperał w niej chwilę, zniknął za drzwiami i po chwili wrócił wręczając mi szklankę wody i białą tabletkę. Przełknęłam lek i odpadłam za poduszki. Zakryłam się kołdrą żeby zakryć praktycznie nagie ciało. Igła usiadł  w moich nogach.
-Przepraszam, prawię cię zabiłem- wyszeptał, spuszczając głowę. No co ty? Wierz mi, nie musisz mi tego powtarzać.
- Krzysiu, nie mogłeś wiedzieć, że mam uczulenie na to gówno- ujęłam go za rękę, która była tak ciepła, że i mi zrobiło się cieplej
- Przepraszam cię za wszystko. Ty mi pomagasz, a ja co? A ja zachowuję się jak pieprzony gówniarz!- złapał się za głowę i zaczął się dziwnie trząść. Nie panie Ignaczak, jak nieodpowiedzialny, pieprzony gówniarz- poprawiłam go myślach
- Krzysiu, wybaczam ci. Byłeś pijany ja to rozumiem, sama mogłam się zamknąć i skłamać- przyznałam
- No nie, to moja wina! Słuchaj w ramach rekompensaty zrobię ci śniadanie! Na co masz ochotę?- zapytał mnie, podnosząc się z mojego łóżka
- Hmm... na grzanki z serem- odpowiedziałam. Uśmiechnął się i wyszedł do kuchni. Po tej kłótni, próbie morderstwa, śniadanie wydawało się miłą alternatywą.


- Jezu! Jesteś zajebistym kucharzem!- uśmiechnęłam się do Krzysia, biorąc kolejną grzankę.
- A dziękuję, coś tam sobie po kucharzę czasami. W końcu sam mieszkam, nie?- mrugnął do mnie
Roześmialiśmy się, a w tym momencie ktoś wlazł do mieszkania. Wróć, drzwi otwarły się na oścież, a w nich stanęli Zbigniew Bartman i Michał Kubiak.
- Lena, nie możesz się tak do nas nie odzywać!- wrzasnęli  wchodząc do każdego pokoju po kolei, a w końcu do kuchni.
- Zobacz kto tu jest, Zbysiu!- krzyknął do Bartmana Michał
-O proszę! Jakie to urocze. Ale zadzwonić do nas nie mogłaś, prawda?- obruszył się
- Nie było czasu. Ignaczak próbował mnie zabić- wyszczerzyłam się do Krzysia, a ten spojrzał na mnie przepraszająco
- Przyniósł ci róże, zgadłem?- spytał Misiek, sam kiedyś popełnił ten błąd
- 10 punktów dla Jastrzębia!- nagrodziłam go brawami
- A co mamy zamiar dzisiaj robić?- spytał Krzysiek
- No jak to co? Pewnie macie trening i jakiś mecz albo inne sparingi- zaśmiałam się
- Ty, a mówiła, że nie interesuję się siatkówką- szturchnął Krzysiek Zbyszka
- Ja wracam do Jastrzębia, wystarczająco już zabalowałem- powiedział smutno Kubiak
- Miśku, a kiedy cię zobaczę znowu?- rzuciłam mu się na szyję, wycierając łzy, które mi napłynęły do oczu. Znowu będę musiała czekać pół roku?
-Przyjedź z Resovia na mecz za tydzień to się zobaczymy, poznasz tym razem moich znajomych- przytulił mnie, uśmiechnął, puścił i znowu przytulił
- Za tydzień mówisz? W sumie dlaczego nie!- uśmiechnęłam się do wszystkich trzech, a oni również do mnie.


Siedziałam sobie w wannie kiedy Nik wpadł do domu z tym swoim straszydłem, Olą. Jeśli Frankenstein miałby siostrę to bez wahania uznałabym Olkę za nią. Była totalnym przeciwieństwem mojego brata, on typowy rockers, a ona plastik. Nienawidziłam jej całym sercem i przekonywałam brata żeby ją zostawił, nawet Zbyszek z nim o tym gadał. Niestety nie przyniosło to żadnego efektu.
- Jestem już!- krzyknął, pukając do drzwi
- Zaraz zwolnię łazienkę!- odkrzyknęłam, wstając i wycierając się. Wyszłam już w moich czarnych rurkach i koszuli w czerwono-czarną kratę.
- Co na obiad?- zapytała słodka-idiotka
- Dla ciebie? Nic- odparłam, nigdy nie ukrywałam swojej niechęci dla niej.
- Ej! Zachowuj się, ona jest moja dziewczyna!- wrzasnął Nikodem
- Tak? A to mój dom, więc kto tu jest zwycięzcą?- odgryzłam się
-  Nie twój, rodziców!- odparł
- Rodzice zginęli 2 lata temu! Zapomniałeś? Zostawili mi wszystko, ciebie także!- byłam już serio zdenerwowana
W jego oczach zaszkliły się łzy. Może troszkę przesadziłam.
- Ola, wychodzimy nie będziemy tu więcej przychodzić!- złapał ją za rękę i wyszli. Tak po prostu wyszli.
Walnęłam ze złości w szafkę i zbiłam talerz. Wrzasnęłam i usiadłam z niemocy pod drzwiami. Wygrzebałam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Krzysia.
- Cześć Igła, mogę do ciebie wpaść?- zapytałam, kiedy odebrał
-Jasne, tylko poczekaj aż wrócę do domu, ok?- odpowiedział


Ignaczak już się u siebie urządził, trochę pozmieniał, ale co najważniejsze zrobił mi porządek w papierach! No cud człowiek normalnie. Powiedziałam mu o moim naskoczeniu na brata. Trochę mnie objechał, bo w sumie mogłam się zachować trochę spokojniej. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, wypiliśmy po herbacie i musiałam zmykac, bo pewnie zbuntowany młodzieniec wróci do domu i będzie siedział pod drzwiami.


Kiedy wróciłam nikt nie siedział pod drzwiami. Być może jednak wziął ten klucz? Weszłam i zobaczyłam karteczke, niepozorną, białą karteczkę. Podniosłam ją i przeczytałam. Potem się rozpłakałam. Mój brat napisał, że skoro nie chce z nim mieszkać to nie ma po co żyć, dodatkowo Olka go zostawiła. To jego ostatnie pożegnanie. Wyjęłam szybko telefon i wybrałam jego numer. Nie odpowiadał, więc zadzwonił ten tej debilki Olki, zapytałam czy go rzuciła. Potwierdziła, więc dopytałam się czy nie mówił, że gdzieś idzie. Powiedziała, że na most. Porwałam kluczyki do motoru i zbiegłam na dół. Wpadłam na dole na Zbyszka.
- Gdzie ty tak biegniesz?- złapał mnie
-Nikodem chce popełnić samobójstwo!- ryknęłam
- Co? Jadę z tobą!- ryknął i pobiegliśmy


Faktycznie, Nikodem stał na moście, palił papierosa i patrzył się tępo w dół.
-Nikus, nie skacz- podeszłam do niego
- Czemu? Przecież to nie ma sensu- wzruszył ramionami i wyrzucił niedopałka do rzeczki
- Wszystko ma sens, trzeba się tylko przypatrzeć- powiedział Zbyszek
Zawahał się przez chwilę i się rozpłakał. Przytuliliśmy go mocno i wróciliśmy do domu.






Siemaneczko! Przepraszam, że tak długo to trwało, ale w końcu jest. Pisałam to jakieś 3 dni, nie mogąc skończyć. Cieszę się, że w końcu mi się udało :) Mam nadzieję, że się spodoba! Czytam=komentuję :)
Ja wam powiem, że graliśmy dzisiaj międzyklasowy turniej siatkówki i wyszłam tak mega wkurwiona, że to masakra. Ludzie czasem nie potrafią zachować kultury, ale to mniejsza. Bardziej siatkarsko to cieszę się, że SKRA ma piąte miejsce :) Sovia wyrównała, a Jastrzębie to tylko kwestia czasu :D
Pozdrawiam, Julka :*





sobota, 6 kwietnia 2013

Roz.4- Bartmanowa impreza urodzinowa, babeczki z haszem i inne używki

Rozejrzałam się po pokoju i z przerażeniem stwierdziłam,że nie jestem u siebie. Jaskrawo-żółte ściany były obrzydliwe. Rozpadająca się szafka nocna nie wyglądała lepiej. Wstałam niepewnie, bojąc się, że moje kroki będą w stanie rozwalić całe pomieszczenie w drobny mak. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam w następnych drzwiach Igłe, popijającego kawę. Weszłam do prowizorycznej kuchni.
-Mieszkasz tu?- zapytałam, wskazując na rozwalające się szafki i obdrapane ściany.
Uśmiechnął się smutno i odpowiedział
- No tak wyszło
- Stary, to masz przesrane- gwizdnęłam
- Nawet nic mi nie mów. Próbuję coś znaleźć, ale to nie jest za łatwe- opadł jeszcze bardziej na krzesło, które się pod nim załamało
- Kurwa mać!- wrzasnął, wstając z podłogi, zbierając szczątki kubka i zdejmując zalaną koszulkę. Kopnął z całej siły w kupkę drewna, która została na podłodze. Z niemym zdziwieniem się temu przyglądałam, aż w końcu powiedziałam
-Zbieraj swoje rzeczy! Jedziesz do nowego mieszkania!
- Nie żartuj ze mnie? Niby jak?- popatrzył kpiąco
- Srak, a nie jak! Masz 15 minut żeby się spakować i bez dyskusji!- popatrzył na mnie, po czym zaczął zbierać swoje rzeczy do  ogromnej walizki. Wyrobił się nawet w 10 minut. Dziękowałam Bogu za to, że Zbyszek dał nam swoje auto. Wyszliśmy z tej rudery  włożyliśmy walizkę do samochodu i uciekliśmy, bo budynek groził zawaleniem.


-Ja cię, ale tu jest super! A jaki widok! Skąd ty to wytrzasnęłaś?- pytał Igła. Znajdowaliśmy się moim biurze, no nie do końca moim, mojego wujka, który otworzył je dla mnie. Był architektem, ale w mazowieckim,a  ja jego przedłużeniem na południu. To raczej małe mieszkanie w pełni wyposażone. Krzysio latał po nim jak opętany, sprawdzając każdy kąt.
- Jak ja ci się za to odwdzięczę?- powtarzał, przytulając mnie cały czas
-Nie ma o czym mówić. Pomagam ludziom w potrzebie  a ty taki jesteś! Czuję się w obowiązku jako architekt- zaśmiałam się, wyplątując z jego ramion. Trochę za dużo wdzięczności naraz jak na mnie.
- Ja uciekam, spotkamy się na imprezie u Zbyszka?- zapytałam, biorąc torbę i kluczyki od auta.
-Jasne, wpaść po ciebie?- zapytał, przenosząc krzesło
- Nie, mam dwa kroki do przejścia, ale dzięki- uśmiechnęłam się i zostawiłam w nowym domu.


- Córka marnotrawna raczyła powrócić! Śpiewajcie aniołowie!- krzyknął Niki, przytulając mnie
- Tęskniłeś? Ty i to za mną?- spojrzałam na niego z powątpiewaniem
-GŁODNY JESTEM! NAJPIERW JEDZENIE POTEM PLOTECZKI!- zakomenderował i popchnął mnie w stronę kuchni. Umyłam ręce i zrobiłam mu jajecznicę. Jadł tak, że aż mu się uszy trzęsły. Leń, który nawet jedzenia sobie nie zrobi!
- Słuchaj, dzisiaj masz wolny dom, jak chcesz to możesz kogoś zaprosić- poinformowałam go
- O! A skąd ten przypływ radości z twojej strony?- zapytał, popijając soczek
- Wychodzę, Zbyszek ma urodziny. A teraz wybacz, muszę się przygotować. Wzruszył tylko ramionami i zabrał sok do swojego pokoju.  Ja tymczasem zatrzasnęłam się w łazience. Nalałam sobie dużo wody do wany i się relaksowałam. Potem pomalowałam się, uwiązałam ukochany kok, nałożyłam czarną wiązaną opaskę, małą czarną i szpilki. Wiedziałam, że Bartman uwielbia szpilki, więc zrobię mu prezent.
- Brat wychodzę! Nie spal domu!- krzyknęłam, zapinając kurtkę. Zabrałam skromny prezent dla Zibiasza i wyszłam. Musiałam jeszcze wrócić, bo zapomniałam o babeczkach dla Kubiaczka.


W mieszkaniu było już kilku zawodników z klubu: Kosa, Rafał, Wojtek i Jochen, do tego jeszcze Kubiak i Bartman. Złożyłam mu życzenia, podarowałam prezent i oddałam tackę z babeczkami. Michał kiedy ją zobaczył cieszył się jak małe dziecko. Dołączyłam do reszty i zostałam skomplementowana tak, że aż się zarumieniłam. W życiu nie słyszałam tylu miłych słów naraz! Dołączyli do nas jeszcze Paul, Olieg, Krzysiek Piotrek i Maciek.
-No, jesteśmy w komplecie!- klasnął w dłonie uradowany Zbigniew
- To co zamierzamy robić?- spytał Kosa, pociągając potężny łyk piwa marki Okocim. Solenizant miał ogromy zapas tego alkoholu, tej marki. Muszę go zapytać skąd.
- Jak to co!? Tańczyć oczywiście!- wstał Paul i podał mi rękę. Zaśmiałam się głośno, ujmując jego wyciągniętą dłoń.
- Dobra, fajny pomysł, ale najpierw! Babeczki!- wykrzyknął Kubi, niosąc moje wypieki. Błyskawicznie opróżnili całą tacę, ale nawet mnie się coś udało zjeść.
- Mateczko pyszne! Kto piekł? Ty?- rozpływał się Olieg, wskazując palcem na Kubiaka
-Nie co ty! Lena to nasza kucharka!- roześmiał się i wskazał na mnie
- Mam nadzieję, że babeczki z haszem!- uśmiechnął się do mnie Wojtek
- Jasne! Innych bym wam nie przyniosła- potwierdziłam, co wywołało salwę śmiechu. Po zjedzeniu zostałam wyciągnięta na środek pokoju z Lotmanem. Obok nas tańczyli przytuleni Piotrek i Kosa, nieźle zresztą podcięci. Zaśmiała się na ten widok. Paul widząc rozbawieniem na mojej twarzy również na nich spojrzał.
- Geje, no ja wiedziałem. Biedna Julka- pokręcił głową, jednocześnie obracając mnie w piruecie
- Co ty mówisz? Jakie geje?- zaśmiałam się ponownie
- Może kiedyś ci opowiem, o ile upieczesz więcej ciastek!- wyszczerzył się do mnie. Tańcząc spędziłam trochę czasu, przerwy wypełniały mi rozmowy z Maćkiem i Rafałem o sensie życia i popijaniu piwka. W końcu znudzony sytuacją Igła krzyknął
- Gramy w prawda czy wyzwanie!
Momentalnie utworzył się wokół niego ciasny krąg zainteresowanych. Wygrzebali skądś pustą butelkę i podali ją mnie.
- Ja zaczynam?- zapytałam, chcąc się upewnić. Pokiwali głowami na znak, że tak. Zakręciłam mocno i wylosowałam...Kosę!
- Prawda czy wyzwanie?- zapytałam
- Wyzwanie!- ryknął środkowy.
 Spojrzałam na Paula i przypomniałam sobie co mówił.
- Wyzywam cię żebyś pocałował Piotrka! Uprzedzam, nie ma w policzek. Rozległo się głośne " uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu", a Kosa mrugnął tylko oczami i złapał twarz Pita w dłonie. Wymienili długi namiętny pocałunek.
- Stary, ja już nie chce być z tobą w pokoju!- machnął ręką Jochen. Zaśmialiśmy się zgodnie, nawet nasi " zakochani". Potem kolej Kosy i się tak kolejno zmienialiśmy. Było sporo śmiechu, ale i łez po Olieg kazał Maćkowi chodzić w moich szpilkach. Pomijając fakt, że były za małe wyglądał nieźle. Niestety obtarł sobie nogę i teraz siedział z lodem. W końcu Kubiaczek wylosował mnie. Znałam go aż za dobrze i wiedziałam, że mi pociśnie.
- Prawda czy wyzwanie, złotko?- spytał, unosząc brew
- Prawda- odparłam pewnie
- No to powiedz nam wszystkim gdzie i u kogo spędziłaś dzisiejszą noc- wyszczerzył się. Przeklęty Bartman! Pewnie się mu wygadał! Spiorunowałam go wzrokiem, spojrzałam na Igłe, który uśmiechał się tajemniczo.
- No więc, noc dzisiejszą spędziłam u Krzysztofa Ignaczak w rozwalającym się mieszkaniu i musiałam się ewakuować, bo budynek groził zawaleniem- powiedziałam. Chłopcy usłyszeli chyba jednak tyle: Igła+ dom+noc= seks. Wybuchnęli głośnym śmiechem i zaczęli gratulować koledze. Ten, czerwoniutki na twarzy przyjmował je chętnie. Ze złości rzuciłam w niego butelką.
-Au! A to za co!?- spytał, rozcierając ramię
- Już ty dobrze wiesz!-krzyknęłam
- Ostra! Krzysiu nie wiedziałem, że takie lubisz!- szturchnął kolegę Lukas. No nie, tego  było za wiele. Musiałam stamtąd szybko wyjść żeby kogoś  nie pobić.

Złapałam buty w rękę, a kurtkę w drugą i trzasnęłam drzwiami. nie miałam zamiaru ich słuchać, nawet jeśli dochodziła godzina 3 w nocy. Wkurwili mnie, a najbardziej Ignaczak. Co on sobie myślał? Tak mnie przed nimi upokorzyć?  A ja mu mieszkanie dałam! Ja idiotka, plułam sobie teraz w brodę. Opuściłam blok atakującego i ruszyłam w stronę własnego. Weszłam, próbując zachowywać się cicho. Zajrzałam do pokoju Nikodema i zastałam go śpiącego z dziewczyną, Olką. No tak, oni pewnie chcieli zrobić ze mnie ciotkę, ale teraz byłam zbyt zła na siatkarza i nawet to mi nie przeszkadzało. Weszłam do swojego pokoju, cała nabuzowana złymi emocjami i zaczęłam coś kreślić na papierze. Nawet się nie zorientowałam, ale udało mi się narysować twarz  Igły. Cisnęłam kartkę w kąt, zdjęłam sukienkę i w samej bieliźnie poszłam spać. Rano sprawdziłam telefon: 10 nieodebranych połączeń od Kubiaka i dwa razy tyle od Zibiego. Nie miałam najmniejszego zamiaru oddzwaniać. Niech się pomartwią, nie obchodzi mnie to. Ktoś zadzwonił do drzwi, było po 8 więc Nik już dawno w szkole był. Poszłam otworzyć. W drzwiach, trzymając wielki bukiet czerwonych róż stał Krzysztof Ignaczak.
- Wybaczysz mi? - zapytał




No i mamy czwóreczkę ;> Cóż nam ta wytatuowana Lena wyprawia? :D Sama nie wiem, szczerze mówiąc :)
Jestem zmuszona dodać go o takiej porze, bo w dzień nie miałam bym czasu. Mecz, koncert i kościół, bo bierzmowanie się zbliża ;/ Komu jutro kibicujecie? ) Moją odpowiedź chyba już znacie, więc czekam na wasze! :D
Miłego czytania ;> Pamiętajcie; czytam=komentuję, zostawiam coś po sobie! :)
pozdrawiam, Julka




piątek, 5 kwietnia 2013

Roz.3- nie tacy siatkarze straszni jak się wydawać może

Na hali byliśmy ok. godziny 17, a mecz dzisiaj zaczynał się dopiero o godzinie 19.30. Nie miałam pojęcia co moglibyśmy robić. Spojrzałam na Krzyśka pytająco. Chwilę mi się przyglądał jakby nie rozumiejąc. Pokręciłam głową i zapytałam.
- Co zamierzamy robić przez 2,5 godziny?
- Jak to co? Trening oczywiście!
- To wy przed meczem musicie się jeszcze roztrenowywać?- zapytałam zdziwiona, tworząc nowe słowo co stało się dawno temu moim hobby
- Rotrenowywać? kto to wymyślił?- zaśmiał się Krzysztof
-No ja...- powiedziałam, nieco zawiedziona jego reakcją
- Przepraszam, piękne słowo! Zresztą jak osoba która je wymyśliła!- posłał szeroki uśmiech w moją stronę
- Będziemy tak stać na tym korytarzu czy jednak pójdziesz się przebrać?- spytałam, wskazując na torbę
- No ja się pójdę przebrać, a ty na mnie grzecznie poczekasz, w końcu jestem tu niejako gospodarzem- ponownie się uśmiechnął, pokazując rząd białych zębów
- No to prowadź bo ja nie wiem jak i co- poprosiłam, uśmiechając się przy tym
Złapał mnie rękę i poprowadził w głąb korytarza.


 Zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami zza których dochodziły śmiechy, dźwięki rozmów i ogólnego poruszenia. Igła puścił moją rękę i powiedział
-Nie ruszaj się stąd, zaraz wracam- złapał klamkę, nacisnął i tyle go widziałam.
Usiadłam pod ścianą, wyciągnęłam telefon i napisałam krótką wiadomość do brata, coś w stylu, że późno wrócę i żeby się nie martwił. Zdjęłam zieloną, wojskową kurtkę, bluzę i siedziałam w ulubionej bluzce czekając na Ignaczaka, grając na telefonie w Angry Birds. W końcu usłyszałam dźwięk naciskającej klamki i spojrzałam w górę, widząc nad sobą roześmianą twarz Grześka Kosoka.
- Nie wierzyłem, że zobaczę cię jeszcze raz! A tu proszę, nawet na treningu się pojawiasz- podał mi rękę  abym mogła wstać. Wyciągnęłam moje wytatuowane ramię.
- Ja też jestem tym faktem zaskoczona, ale wierz mi, będę się pojawiać tak często jak to będzie możliwe- mrugnęłam do niego porozumiewawczo.
- No ja myślę! W końcu pojawi się ktoś oryginalny w tym zespole, tatuaże, dredy, dziewczyno czemu nie jesteś moją siostrą? wykrzyknął, załamując ręce
- Grzesiu, co ty się tak drzesz? - zapytał wychodząc z szatni wysoki brunet, mówił śmiesznym polskim, trochę zachodzącym słowiańskimi korzeniami
- No Olieg, wybacz! Koleżanka mnie odwiedziła- wskazał na mnie kciukiem
- Czy ja usłyszałem koleżanka? I do tego Grześka?- z szatni wyskoczył kolejny olbrzym, władający pięknym amerykańskim akcentem. Kojarzyłam, że to Lotman czy ktoś taki.
- O widzę, że przyprowadziłeś Lenę- wskazał na mnie Bartman, wychodząc z Igłą
- Wiem, jestem cudotwórcą!- uśmiechnął się do mnie
- Ej, przecież ja cię tu przywiozłam!- zaprotestowałam
- Nie wchodźmy w szczegóły, chodź, poznaj chłopaków.

Po kolei poznawałam każdego nieznanego mi zawodnika: Oliega, Paula, Jochena,, Lukasa, Wojtka, Maćka, Nikole, Rafała, Łukasza i Kube. Każdy z nich wydawał się bardzo sympatyczny, otwarty na świat, ludzi i wszystko dookoła. razem z nimi poszłam na halę. Dziwnie było się na niej znaleźć kiedy była pusta. Wydawała się taką otchłanią, trochę jak wielka, oświetlona czarna dziura. Chłopcy poszli po piłki, a ja znowu zostałam na środku boiska. Stałam tak przez chwilę, dopóki nie podszedł do mnie Zbyszek.
- No, mam w końcu szansę cię przetestować, kładź torbę, rozgrzewasz się ze mną- wyszczerzył. Grzecznie położyłam torębkę i pozostałe rzeczy na ławce. Podciągnełam rękawy, ukazując tatuaż w pełni. Przechodzący obok nas Paul, aż gwizdnał i wskazał kciukiem do góry. Uśmiechnęłam się do niego.  Bartman rzucił mi niebiesko-żółtą piłkę, a ja tylko na nią popatrzyłam i spojrzałam na niego pytająco. Z pomocą przyszedł mi Krzysiek.
- To proste. Musisz podrzucić piłkę i po prostu ją odbić, o tak- zaprezentował. Postanowiłam go naśladować i wychodziło mi całkiem nieźle.
Latałam za piłką jak wariatka, a wszyscy zawodnicy spoglądali na mnie z uśmiechem. Sprawy nie ułatwiały mi moje buty do motoru. Strasznie się w nich wolno poruszałam, w końcu 50 cm czystej skóry potrafi ograniczyć ruchy. Pomimo to Bartman wyglądał na bardziej zmęczonego niż ja. Podszedł do mnie i położył rękę na ramienniu.
- Co ty robisz na architekturze? Ty powinnaś siatkarką zostać!- poklepał mnie po plecach
Prychnęłam tylko i spytałam czy  mają tu jakiś automat z napojami, bo pragnienie nie dawało mi żyć. Za przewodnika posłużył mi Jochen, który okazał się tak śmiesznym człowiekiem, że drogę z hali do życiodajnej maszyny pokonałam prawie klęcząc. Miał cudowne anegdoty o każdym z zawodników.

Powoli zbliżała się godzina meczu, więc postanowiłam znaleźć sobie miejsce. Wylądowałam blisko statystyków drużyny z Rzeszowa. Tym razem dużo lepiej spisałam się jako kibić, żywo dopingując chłopaków. Po zakończonym meczu poszłam pocieszyć Kubiaczka, który niestety przegrał, ale nie dawał po sobie poznać, że porażka go mocno dotknęla. Przytuliłam go po matczynemu i powiedziałam, że za wspaniałą grę upiekę mu babeczki. Na dźwięk tego słowa rozpromienił się i pożegnał, udając z resztą drużyny do szatni. Teraz kolej na moich nowych znajomych. Podeszłam do niech, gratulując Piotrkowi, który został najlepszym zawodnikiem meczu. Ich radość była tak wielka, że przechodziłam z rąk do rąk praktycznie w powietrzu, a przecież byłam grubasem! Na końcu wylądowałam w ramionach Igły, który ścisnął mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać! Wycałował mnie wszedzię, po policzkach, czolę i rękach. Jednym słowem: RADOŚĆ!
- To teraz na imprezę!- krzyknął Kosok, a wszyscy mu zawtórowali.Czyli dla mnie nadszedł czas pożegnania.
- No chłopcy, pięknie dzisiaj graliście, ja się zbieram, miłej zabawy życzę!- powiedziałam, nakładając czapkę
- Nie wygłupiaj się! Idziesz z nami!- krzyknął Olieg
- No dokładnie, kapitan dobrze gada!- zawtórował mu Jochen
No to się zgodziłam, w końcu YOLO.

Czekałam na nich przed Podpromiem, oparta o Maleństwo. Podbiegł do mnie Krzysiek i oznajmił, że jedzie ze mną, bo jego auto zostało pod domem Nowakowskiego i to głównie z mojej winy. Śmiejąc się podałam mu kask.  Widziałam jak reszta siatkarzy się nam przygląda, więc się do nich uśmiechnęłam i uruchomiłam silnik. Z piskiem wyjechałam, łatwo rozwijając prędkość do 100 km. Pod klubem "Lawa" byliśmy ok. 23. Weszliśmy do środka,  zamówiliśmy coś do picia, w moim przpadku kilka szklaneczek whisky nie było dużym grzechem. Z głośników leciały stare rockowe kawałki, czyli mój klimat muzyczny. Pierwszy na parkiet wyciągnął Mnie Kosa, niestety, pięknie grał w siatkę, ale tancerzem najlepszym nie był. Potem kolej Paula. Ten to prowadził! Przetańczyłam z nim kilka piosenek, doprawiając się kieliszkami brązowego płynu. W końcu wylądowałam w jednym tańcu z Krzysztofem Ignaczakiem. Z głośników poleciała ballada Beatlesów: "yesterday". igła przyciągnął mnie do siebie i tańczyliśmy wolnego nie mówiąc niic do siebie. Chwilo trwaj! Zawodnicy powoli się żegnali, tak, że pozostaliśmy tylko we trójkę: ja, Igła i ciągle pijący Bartman. Nie schodziłam z parkietu, cały czas leciały wolne kawałki, więc zaczęłam trochę przysypiać. Ziewnełam i oparłam głowę o ramię Krzysia. Było takie ciepłe, a jednocześnie miękkie, dawało poczucie bezpieczeństwa.
- Co, królewna zmeczona? - zaśmiał się, głaszcząc mnie po plecach
- I to jak- mruknęłam
- Chcesz wrócić pewnie do łóżeczka?- spytał
- Bardzo- wyszeptałam
- No to ubieraj się, jedziemy do domu.
Nałożyłam kurtkę, pożegnałam Zbyszka, dając mu klucze od motoru. Miał nim wrócić, kiedy poczuje się na siłach. Wzieliśmy jego kluczyki i ruszyliśmy w stronę czarnego, zbyszkowego audi. Niezdarnie wgramoliłam się na siedzienie pasażera, układając się do snu. Zanim Igła odpalił silnik, ja już słodko spałam.  Poczułam tylko, że wynosi mnie z samochodu, bo zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Poprawiłam pozycję w jego silnych ramionach i ponownie zasnęłam.

Problem tylko w tym, że obudziłam się w nie swoim domu, nie swoim łóżku i w ogóle.. NIE U SIEBIE!





Mamy trójeczkę, powoli zbliżamy się 800 wyświetleń w niecały tydzień! Jesteście cudowni :* 
Wczoraj po wielu bojach stałam się dumnym posiadaczem biletu na mecz Polska- USA w Spodku! No to z kim się tam być może zobaczę? ;>
Pamiętajcie, czytam=komentuję! Miłej lektury!
pozdrawiam, Julka

środa, 3 kwietnia 2013

Roz.2- Lenka i Krzysiek, jako.. niańki

Robiąc sobie poranną kawę, uświadomiłam sobie, że głos, który słyszałam wczoraj w słuchawce to był głos Krzyśka. Coś od razu mi się w nim spodobało, nie do końca jednak wiem co. Z tej zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwonka: black and yellow, tarara.  Spojrzałam na ekran, nieznany numer. Zastanawiałam się chwilę czy odebrać. Przycisnęłam w końcu zieloną słuchawkę
-Słucham?- zapytałam niepewnie , trzymając w rękach kubek parującej kawy
- Lenciaaa, możemy do ciebie przyjść na śniadanie, bo ten głupek ma pustą lodówkę- po drugiej stronie jęczał Michał Kubiak
- Matko, sieroty! Co byście beze mnie zrobili?- zapytałam
- Dawno byśmy umarli!- krzyknął do słuchawki Zbyszek, pewnie ustawili mnie na głośnik
- To wpadajcie jak jesteście bardzo głodni, dzisiaj mistrzyni kuchni serwuje omlety- uśmiechnęłam się do siebie
- Pycha! Za minutę będziemy!- odparł radośnie Kubiak i się rozłączył
Pokiwałam tylko głową i ogarnęłam troszkę kuchnie, bo panował w niej niezły burdel. Zadzwonił dzwonek, więc poszłam otworzyć drzwi. Moim oczom ukazał się bardzo dziwny widok. Chłopcy przyszli... w piżamach! Krótkie bokserki, bluzki, kurtka i buty.
- Nie zimno wam!?- aż krzyknęłam
- Co ty, na dworze jest cieplutko!- uśmiechnął się Zibi, dotykając mnie swoją ręką. Pisnęłam, była lodowata!
- Fajne mieszkanie, dużo w nim przestrzeni- ocenił Kubi, który był tu po raz  pierwszy.
- A dziękuje, sama je sobie zaprojektowałam- uśmiechnęłam się do niego, prowadząc do kuchni.
Kiedy weszliśmy, Zbyszek leżał już rozwalony na swoim ulubionym krześle, popijając moją kawę.
- Hej, to moja! Tam masz czajnik, tam jest kran z wodą! Resztę chyba ogarniesz!- podeszłam, odebrałam mu kubek i pokazałam język. Po moich słowach zaburczało im obu w brzuchach. Zaśmiałam się  zabrałam się za śniadanie. Z niecierpliwością czekali, postukując palcami o blat stołu. W końcu z dumą oświadczyłam
- Podano do stołu!- stawiając przed nimi talerz parujących omletów, słoik dżemu i kubki z kakao.
-Matko, jak mi tego brakowało!- rozmarzył się Kubiak, jedząc już drugiego omleta
- Trzeba nas było odwiedzić, a nie teraz narzekasz- wytknęłam mu
- Nadal się na mnie o to złościsz?- spytał, robiąc smutną minkę
- A powinnam? - spytałam
- Lenuś no ja cię przepraszam, ale ja miałem treningi i wiesz, nie było jak przyjechać- zaczął się tłumaczyć, a ja mu przerwałam
- Nawet mnie nie przytuliłeś, ty zimna istoto bez uczuć!- załkałam
Zerwał się z krzesła, podbiegł do mnie i mocno przytulił. Tak chwilę staliśmy,a Bartman szybko nas podsumował
- Dzieci, duże, ale nadal dzieci- popił kakao
- Bardzo dziękujemy za pyszny posiłek, zapraszamy jutro do nas!- oświadczył Kubiak
- O, to ty zostajesz w Rzeszowie?- zapytałam, zdziwiona
- Ja bym nie został? Bartman ma urodziny w końcu nie?- szturchnął go w żebra
Zrobiło mi się gorąco! Zapomniałam o jego urodzinach! Z tego wszystkiego zdjęłam moją koszulę.
- DZIEWCZYNO CO CI SIĘ STAŁO W RĘKĘ?!- krzyknął przerażony Kubiak. Spojrzałam na nią i sobie przypomniałam, że Michał nie widział mojego rękawa.
- A no wiesz, wpadłam do salonu i tak jakoś wyszło- machnęłam tylko rękę. Zauważyłam, że Zbyszek gada z kimś przez telefon.
- No stary, ja i dzieci? Poproś lepiej Krzysia! Czekaj, zapytam- przyłożył rękę do słuchawki- Lena, dzwoni Piotrek, ma sprawę
- No, jaką?
- Muszą z Julką wyjść na dwie godziny, a nie ma kto się zając Michasią, nie dałabyś rady?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie czemu nie? Lubię dzieci, a mała wydawała się urocza.
- Jasne, powiedz im , że z wielką chęcią- uśmiechnęłam się
- Wpadnie, dobra to zadzwoń jeszcze do niego, do zobaczenia na meczu.
- Powiedz mi tylko, gdzie on mieszka, ten Piotrek- poprosiłam go. Podał mi nazwę ulicy i numer domu, po czym, pozmywali po sobie, kiedy ja się ubierałam i malowałam.
- No to powodzenia z małą, słonko- pożegnał się ze mną Zbyszek
- Dasz sobie radę, wierzę w ciebie! - przytulił mnie Michał
- Idźcie już, bo zaczynam wątpić w ten pomysł- ostrzegłam ich. Pomachali mi jeszcze i ruszyli w piżamach do domu.

Na moim Maleństwie szybko dotarłam pod wskazany adres. Dzielnica była bardzo ładna, nowe domki szeregowe, bardzo rodzinne. Idealne miejsce do wychowania dziecka. poszukałam domu z nr.1 i zapukałam do drzwi. Po chwili pojawił się w nich Piotrek.
- Cześć, bardzo ci dziękuję, że się zgodziłaś! Ratujesz nam życie!
- No bez przesady Piotrek, to zwykła pomoc - uśmiechnęłam się do niego
Zobaczyłam, że Julka schodziła właśnie z dziewczynką ze schodów. Uśmiechnęła się do mnie, a ja nie pozostałam jej dłużna.
- Jesteś wielka, każdego, którego pytamy nigdy nie chce z nią zostać- powiedziała, podając mi ją
- Czemu? To taka słodka istotka- powiedziałam, uśmiechając się do małej
- Widzę, że chyba cię polubiła. Nie płacze, ani nic- powiedział Nowakowski, podając żonie płaszcz
- Ma się ten urok osobisty!- mrugnęłam do nich
- Igła zaraz będzie, więc nie będziesz z nią sama- poinformowała mnie Julka. Kiwnęłam głową na znak, że przyjęłam  Zastanawiałam się tylko co to za Igła? Pewnie jakaś koleżanka Julki. Nowakowscy ubrali się i pożegnali z nami. Zostałyśmy z Michaliną we dwie. Czekałyśmy na tajemniczą Igłe. W końcu zadzwonił dzwonek, a ja poszłam otworzyć drzwi, zostawiając małą na łóżeczku. Stanął w nich... Krzysiek!
- Cześć! - krzyknął i wszedł do środka. Cały czas będąc w szoku, zamknęłam za nim drzwi.
- Co ty mi się tak przyglądasz?- spytał, wieszając kurtkę
- Zastanawiam się czemu mówią na ciebie Igła- przyznałam
- Serio? Kurde, pierwszy raz mi się to w życiu zdarza- podrapał się w głowę- To przez moje nazwisko, Ignaczak
Potrzebowałam kilku minut, żeby to sobie ogarnąć, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- No i wszystko jasne! Chodź, idziemy do naszego aniołka!- złapał mnie pod rękę i pociągnął do pokoju. Na jego widok mała się roześmiała, cichutkim śmiechem, który brzmiał jak dzwoneczki. Chyba bardzo lubiła Igłe.
- Kurde, ale masz podejście. Widać, że ona cię ubóstwia- przysiadłam się do nich i pomogłam układać im klocki
- Dzieci mnie kochają, no i nie tylko dzieci- puścił mi oczko. Zachichotałam, bo wyglądał przy tym bardzo komicznie.
- Krzysiu, ty mój amancie, zobacz lepiej czy moją wodę, bo chętnie bym się czegoś napiła- powiedziałam, dźgając go w żebra. Skrzywił się teatralnie, ale poszedł do kuchni. Coraz bardziej zaczęłam go lubić. Wydawał się taki szczery, a przy tym zabawny i niewinny jak małe dziecko.
- Napoje podano!- powiedział Krzysiek, podając mi szklankę wody
- Jakiż ty szarmancki. Zakochać się można- wyszczerzyłam moje kiełki
- Proszę bardzo! Jestem otwarty na propozycje-  powiedział, rozkładając ręce. Pobawiliśmy się jeszcze chwilę z Miśką, a potem usiedliśmy na kanapie, a małą położyliśmy do łóżeczka. Wybrałam książeczkę pod tytułem : " Śpiąca królewna" i zaczęliśmy ją czytać, najpierw ja, swoim spokojnym głosem, a potem Krzysiu tym ciepłym, cichym głosem, który tak lubiłam od wczoraj. Oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy, a on czytał nadal:
...wtedy królewicz wziął księżniczkę w ramiona i złożył na jej ustach pocałunek, a potem zły czar prysł...
Zakończył naszą bajkę, a ja odjechałam, z głową na jego ramieniu. Poczułam, że kładzie swoją głowę na mojej, a chwilę później spał razem ze mną i Michaliną. W takim stanie zastali nas Nowakowscy, którzy w końcu wrócili. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 16. Pożegnaliśmy się z naszymi gospodarzami i ruszyliśmy w stronę naszych pojazdów. Nagle wpadłam na pomysł
- Hej, Krzysiu! Nie chcesz się przejechać?- wskazałam na motor
Stanął koło mnie w sekundę.
- A mogę? Tyle, że ja nie umiem na tym jeździć- zmartwił się. Wyjęłam tylko drugi kask i podałam mu go.
- Nakładaj, jedziemy na halę- poinstruowałam go
- A możemy najpierw do mnie do domu/ Zabrałbym torbę?- spytał
Kiwnęłam głowę, zapinając kask.Wsiedliśmy na moje Maleństwo i ruszyliśmy. Pół godziny później byliśmy pod Podpromiem.
- I jak? Podobał się?- zapytałam
- Bardzo! A w drugą stronę też mnie odwieziesz?- spytał radośnie
- Nie ma problemu- pokiwałam głową i weszliśmy na hale.






Bum szakalaka! Mamy drugi rozdział, w którym totalnie nie wiedziałam co mam napisać  Zostawiam was z nim, a sama lecę pisać rozprawkę i kuć edb :/ Zachęcam do komentowania i zostawiajcie mi linki do blogów, a na pewno zajrzę! ;)
pozdrawiam, życzę miłej lektury, Julka