Dojechaliśmy z Winiarskim i Kłosem pod jakiś bełchatowski klub. Nic specjalnego, wielki oczojebny neon, mieniący się milionem barw. Aż mnie coś zrywało na ten widok. Może jestem przewrażliwiona? Czułam się dziwnie. Z jednej strony niby mam się teraz dobrze bawić, ze Skrzatami, ale cichutki głosik w moje głowie szepcze: A co z Krzyśkiem, Zbyszkiem i całą resztą chłopaków? Być może właśnie teraz powinnam wrócić do Rzeszowa i zatroszczyć się o tych, których naprawdę kocham. Myśl do cholery Lena, myśl! Nie ujmując niczego Winiarskiemu, bo traktowałam go jak przyjaciela. Ale nie wiedziałam nawet czy moi Rzeszowianie wygrali z Zaksą! Chwilę biłam się z myślami, aż w końcu zdecydowałam. Poczekałam kiedy uradowany Karol zniknie w środku, a następnie odciągnęłam Michała na ubocze.
- Michał, posłuchaj, to ważne...- zaczęłam, a ten tylko mi się bacznie przyglądał. Miałam wielką, włochatą kulkę w gardle, dzięki której ledwo wypowiadałam słowa.- chyba jednak się dzisiaj razem nie pobawimy. Bardzo mi przykro, ale wiesz ja tak nie mogę. Dziwnie się czuję, że jestem tutaj z wami, a nie tam, w Rzeszowie. Tam są moi przyjaciele, oczywiście ty też jesteś moim przyjacielem, ale rozumiesz mnie, mam nadzieję?- spojrzałam na niego z nadzieją w oczach, że jednak nie jest typowym facetem i zrozumie mój problem.
- Jasne, wiem co czujesz. Nie martw się, wytłumaczę wszystko chłopakom. I dziękuję ci, za to że przyjechałaś, no za projekt i za wszystko. Ale i tak mi się nie wywiniesz, będziemy razem pić!- uśmiechnął się i mocno przytulił. Fajny z niego Misiek, taki duży i wszystko rozumie, jak starszy brat.
- Tylko zadzwoń jak dojedziesz do mnie, bo inaczej będę musiał pić na smutno!- krzyknął kiedy wsiadałam do samochodu
- Zadzwonię, obiecuje!- pomachałam mu i wsiadłam do ciepłego, skórzanego wnętrza mojego auta. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Serce szalało mi z radości, że w końcu zobaczę moją Igiełkę. Co z tego, że wrócę pewnie na 2 do domu? Dzisiaj już go zobaczę!
Tak jak przewidywałam do Rzeszowa dojechałam kilka minut po 2. Dziwnie było tak jechać przez to jakże ciche miasto. Czułam się w nim po raz pierwszy bardzo samotnie. Co ze mną nie tak? Mam wspaniałych przyjaciół, brata i Krzyśka! Czego ja jeszcze mogę chcieć od życia? No czego? Dobrze wiedziałam czego, ale bałam się powiedzieć o tym głośno, to zaczęłam sobie wspominać...
Był luty. Okropna pogoda, cała stolica była taka szara, ciemna, nie do życia. Pomimo tego ja, Lena Werden mogłam się czuć naprawdę szczęśliwa. Mój ukochany Maciek miał mnie zabrać na wakacje do mojej ukochanej Toskanii. To miały być nasze wakacje. Nikodema miałam oddać ciotce na te dwa tygodnie. Właśnie kończyłam liceum i miałam masę wolnego czasu, podobnie jak mój chłopak. Tydzień przed wyjazdem biegaliśmy dopinając wszystkie sprawy, przelot, hotel jakieś wejściówki do obiektów kulturalnych. W końcu, 1 lipca wyruszyliśmy na pokładzie samolotu do Włoch. Cieszyłam się jak małe dziecko, że spędzimy więcej czasu razem. Ostatnio każde z nas miało tyle na głowie. Odbieranie jakichś wyników czy jeszcze czegoś innego. W końcu po kilku godzinach lotu postawiliśmy pierwsze kroki na toskańskiej ziemi. Pierwszy tydzień był cudowny, przesiadywaliśmy nad morzem pijąc włoskie wino. Gorzej było w drugim tygodniu. Imprezowa natura Macieja dała o sobie znać. Zaczął chodzić na głupie dyskoteki i podrywać długonogie, ciemnowłose włoszki. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy pocałował inną. To był ostatni dzień naszego pobytu. Skutecznie popsuł mi cały urok tego wyjazdu. Do Polski wróciłam zła, zestresowana i skłócona. Nie odzywaliśmy się do siebie kilka dnie,a potem to już było tylko gorzej. Wyjechał do tego pieprzonego Berlina!
Matko jaka ja głupia byłam, że go wtedy nie zostawiłam. Mogłam zaoszczędzić sobie tego całego cierpienia, mieszkałabym nadal w Warszawie... Nie, nie chcę już o tym myśleć! Nie poznałabym wtedy Resoviaków, nie amen! Skończony rozdział, już do niego nie wracam. Niewiele myśląc zajechałam moją limuzyną pod blok, wysiadłam i pobiegłam do domu, bo nagle zaczęło przeraźliwe padać. Weszłam do mieszkania, sprawdziłam czy Niki jest w domu. Kiedy okazało się, że już sobie smacznie pochrapuje ruszyłam w kierunku własnego pokoju i ze zdziwieniem odnotowałam, że na moim zwykle zawalonym biurku, stoją śliczne goździki. Podeszłam, aby sprawdzić od kogo, może się podpisał? Nie liczyłam na to, że to przypływ braterskiej miłości. Równie dobrze mogłam je dostać od listonosza. Z zainteresowaniem zauważyłam małe, białe coś. Rozwinęłam papierek i aż się uśmiechnęłam. Poznałam pismo Ignaczaka. Miał mi do przekazania bardzo, ale to bardzo ważną wiadomość: " Ja+ ty=wielkie zakupy z okazji wygranej Resovii!" Zaśmiałam się cichutko i położyłam spać a wielkim uśmiechem tam gdzieś w moim mózgu.
- Lena mendo! Obudź się, jestem głodny!- mój kochany braciszek znowu domagał się nakarmienia. Był gorszy niż kot, pies czy inne zwierze domowe.
- Weź się naucz robić jedzenie! Ja nie wstaję!- wychrypiałam i zawinęłam się szczelniej kołdrą, przezornie ukrywając pod nią głowę.
- No taka z ciebie siostra?- usłyszałam znajomy głos. Jak oparzona zerwałam się z łóżka i rzuciłam Krzyśkowi na szyję. Zaskoczony moim nagłym wybuchem radości nie zdążył zamortyzować moje zamachu na życie i w efekcie wylądowaliśmy na podłodze.
- Dobra, to ja już nie przeszkadzam- powiedział młodszy i szybko wyszedł z mieszkania. Patrzyłam się na Krzyśka tak jakbym widziała go pierwszy raz w życiu.
- Jak ja za tobą tęskniłam!- powiedziałam Ignaczakowi, kiedy skończyliśmy się "witać"
- A ja za tobą Miśku!- odpowiedział i pomógł mi wstać
Szybko się ubrałam i ruszyliśmy do centrum.
-Słuchaj a co to za okazja, że oboje idziemy na zakupy?- zapytałam z ciekawości, bo i tak już długo wytrzymałam. Spojrzałam na Krzyśka wyczekująco.
- No bo widzisz, dzisiaj mamy bal z okazji którejś tam rocznicy, teraz nie pamiętam dokładnie, istnienia klubu. A tak sobie pomyślałem, że poszłabyś ze mną, co?- spojrzał na mnie tymi swoimi oczkami, od których miękły mi nogi.
- Ale ja nie mam sukienki!- przeraziłam się
- Dlatego tu jesteśmy! Ja nie mam garnituru, a ty sukienki, więc zaraz coś sobie znajdziemy- uśmiechnął się do mnie i wskazał na wystawę na której widniały piękne garnitury. Weszliśmy do środka i od razu pojawiła się przy nas pani głos doradczy i porwała mi Ignaczaka. Chciałam zaprotestować, ale nie miałam czasu, bo Krzysio przyszedł po gotowy już garnitur. Zapłacił tylko za niego i wyszliśmy.
- Czemu się nie chwaliłeś, że ty już kupiłeś?- rzucałam oskarżycielskim tonem.
- No bo byłaś chora, pamiętasz?- przypomniał mi skutecznie.
- Mogłeś zadzwonić!- jęknęłam żałośnie, a ten tylko pocałował mnie w głowę.
- Nie gniewaj się Lenka, chodź kupimy ci sukienkę!- pociągnął mnie do kolejnego sklepu, tym razem dla pań. Zostawił mnie samą na środku, a sam wygodnie rozsiadł się w fotelu. Rozglądałam się przez chwilę, aż w końcu miła pani do mnie podeszła. Powiedziałam jej jakiej kreacji szukam, a ta tylko wskazała mi przebieralnie, a sama zniknęła między rzędami wieszaków na których być może wisiała moja sukienka. Stałam w tej przebieralni jak idiotka i patrzyłam się tempo w lustro. Zastanawiałam się co niby we mnie takiego jest, że jestem z Ignaczakiem. Ani moje blond dredy się jakoś nie wyróżniały, a niebieskie oczy to już w ogóle! Tatuaże jak tatuaże. Albo są albo się ich nie ma. Jak kto woli. Może chodzi o charakter? Ale ja mam beznadziejny charakter! Wieczny agresor i pesymista do tego skąpiec! No dobra, może ze skąpcem przesadziłam, ale reszta to prawda. Te moje rozmyślania nad sobą przerwała Miła Pani, przynosząc cały tuzin sukienek,a do tego tylko jedną parę czarnych szpilek. Aż się przestraszyłam widząc tyle ubrań na raz! Nie wiedziałam od czego mam zacząć, podziękowałam więc grzecznie za pomoc i zaczęłam przeglądać przyniesione kiecki. Na pierwszy ogień poszła krwistoczerwona sukienka do samej ziemi, bez ramiączek,która wygląda nieziemsko. Kiedy się już w niej zapięłam, wyszłam żeby Igła mógł mnie zobaczyć.
- I jak?- zapytałam go, patrząc uważnie na jego minę. Ten z twarzą znawcy uniósł kciuk w górę. Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam się dalej stroić. Kolejna była taka brzydka oliwkowa, że jej nawet nie przymierzyłam nawet i kilku innych też. W końcu trafiłam na coś co mi się spodobało! Czarna, zwiewna sukienka z dłuższym tyłem na grubych ramiączkach. Wyszłam ponownie i czekałam na opinię mojego eksperta. Długo mi się przyglądał, aż w końcu powiedział
- Ślicznie wyglądasz! Bierzmy obie!- wstał i pomógł mi z suwakiem. Mój kochany Igła! Zawsze pomyśli o tym komu pomóc. Musiałam jeszcze kupić sobie tylko naszyjnik, ale to u mnie chwilka. Postawiłam na klasykę, gruby, pleciony złoty łańcuch i kolczyki z tego samego materiału do tego bransoleta jak ze starożytnego Rzymu. Igłaczak kupił sobie jeszcze buty i tak jakoś się stało, że była już 15.
- O matko już tak późno! A o 20 to się wszystko zaczyna Migiem lecę cię odwiozę żebyś się mogła przyszykować! - przestraszył się i pobiegł do samochodu pakując nasze torby.
- Kocie! Spokojnie, damy sobie radę! Powiedz, o której po mnie przyjedziesz?- zapytałam mojego partnera
- Myślę, że o 19.15 powinienem już być- oświadczył i zamknął bagażnik.
- Dobra, to wejdź na górę, nie pukaj, dobrze? Pewnie będę w łazience!- uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił ,mi swoim pięknym uśmieszkiem.
Kiedy tylko się pożegnaliśmy, poleciałam jak głupia z torbami na górę żeby się tylko wyrobić. Napuściłam sobie wody do wanny i się zrelaksowałam. Po godzinie wyszłam totalnie odstresowana i gotowa żeby zawojować świat. Teraz czas żeby coś zjeść. Zrobiłam sobie zapiekanki, które pochłonęłam w 5 minut. Jak burza wpadłam ponownie do łazienki żeby się pomalować. Zajęło mi to ponad godzinę, bo trzęsły mi się ręce ze zdenerwowania, albo ekscytacji. Włosy spięłam w wysokiego koka i nałożyłam moją czarną opaskę. Bardzo elegancko. Dochodziła godzina siódma więc czym prędzej pognałam nałożyć sukienkę. Zdecydowałam się jednak na czerwoną, bo to przecież barwy Resovii, prawda? W momencie kiedy skończyłam się ubierać do mieszkania wszedł Krzysztof Ignaczak.
- Lenka, gdzie jesteś? - krzyknął niepewnie, prawdopodobnie czuł się równie dziwacznie co ja.
- Jestem u siebie!- odkrzyknęłam.
Usłyszałam jego kroki na korytarzu, a po chwili zobaczyłam jego odbicie w lustrze.
- Wyglądasz...wow!- gwizdnął siatkarz
- Ty też wyglądasz całkiem wow- uśmiechnęłam się do libero.
- Jakim ja jestem szczęściarzem!- aż podskoczył w miejscu
- Krzysiu nie przesadzasz? To tylko ja!- pomachałam mu ręką przed nosem
- To jesteś aż TY!- wziął mnie na ręce i zaczął się obracać wokół własnej osi. Pocałowałam go i tak chwilę trwaliśmy. Magiczna chwila wieczoru? Zaliczona!
- Dobra, zbierajmy się! Nie chcemy się przecież spóźnić, prawda?- zapytał mnie Krzysio, łapiąc za rękę. Pokręciłam przecząco głową i podałam kluczyki do auta.
Przepraszam za to wyżej. Ledwo żyję, bo własnie wróciłam z wesela. Ale to świetne uczucie, kiedy tak sobie jedziesz a z Orlenu uśmiecha się Cichy :)
Ostatnio mówiliście, że mało tu Krzysia, więc teraz rozdział praktycznie tylko z naszym libero! :) Od jutra zaczynam majówkę i będę miała troszkę czasu, więc jeśli u kogoś mam zaległości to niech zostawi linki pod tym postem, a na pewno nadrobię! :>
Zmieniłam troszkę wygląd bloga, myślę, że się spodoba :D
Czytam=komentuję :)
pozdrawiam, Julka :*
- I jak?- zapytałam go, patrząc uważnie na jego minę. Ten z twarzą znawcy uniósł kciuk w górę. Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam się dalej stroić. Kolejna była taka brzydka oliwkowa, że jej nawet nie przymierzyłam nawet i kilku innych też. W końcu trafiłam na coś co mi się spodobało! Czarna, zwiewna sukienka z dłuższym tyłem na grubych ramiączkach. Wyszłam ponownie i czekałam na opinię mojego eksperta. Długo mi się przyglądał, aż w końcu powiedział
- Ślicznie wyglądasz! Bierzmy obie!- wstał i pomógł mi z suwakiem. Mój kochany Igła! Zawsze pomyśli o tym komu pomóc. Musiałam jeszcze kupić sobie tylko naszyjnik, ale to u mnie chwilka. Postawiłam na klasykę, gruby, pleciony złoty łańcuch i kolczyki z tego samego materiału do tego bransoleta jak ze starożytnego Rzymu. Igłaczak kupił sobie jeszcze buty i tak jakoś się stało, że była już 15.
- O matko już tak późno! A o 20 to się wszystko zaczyna Migiem lecę cię odwiozę żebyś się mogła przyszykować! - przestraszył się i pobiegł do samochodu pakując nasze torby.
- Kocie! Spokojnie, damy sobie radę! Powiedz, o której po mnie przyjedziesz?- zapytałam mojego partnera
- Myślę, że o 19.15 powinienem już być- oświadczył i zamknął bagażnik.
- Dobra, to wejdź na górę, nie pukaj, dobrze? Pewnie będę w łazience!- uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił ,mi swoim pięknym uśmieszkiem.
Kiedy tylko się pożegnaliśmy, poleciałam jak głupia z torbami na górę żeby się tylko wyrobić. Napuściłam sobie wody do wanny i się zrelaksowałam. Po godzinie wyszłam totalnie odstresowana i gotowa żeby zawojować świat. Teraz czas żeby coś zjeść. Zrobiłam sobie zapiekanki, które pochłonęłam w 5 minut. Jak burza wpadłam ponownie do łazienki żeby się pomalować. Zajęło mi to ponad godzinę, bo trzęsły mi się ręce ze zdenerwowania, albo ekscytacji. Włosy spięłam w wysokiego koka i nałożyłam moją czarną opaskę. Bardzo elegancko. Dochodziła godzina siódma więc czym prędzej pognałam nałożyć sukienkę. Zdecydowałam się jednak na czerwoną, bo to przecież barwy Resovii, prawda? W momencie kiedy skończyłam się ubierać do mieszkania wszedł Krzysztof Ignaczak.
- Lenka, gdzie jesteś? - krzyknął niepewnie, prawdopodobnie czuł się równie dziwacznie co ja.
- Jestem u siebie!- odkrzyknęłam.
Usłyszałam jego kroki na korytarzu, a po chwili zobaczyłam jego odbicie w lustrze.
- Wyglądasz...wow!- gwizdnął siatkarz
- Ty też wyglądasz całkiem wow- uśmiechnęłam się do libero.
- Jakim ja jestem szczęściarzem!- aż podskoczył w miejscu
- Krzysiu nie przesadzasz? To tylko ja!- pomachałam mu ręką przed nosem
- To jesteś aż TY!- wziął mnie na ręce i zaczął się obracać wokół własnej osi. Pocałowałam go i tak chwilę trwaliśmy. Magiczna chwila wieczoru? Zaliczona!
- Dobra, zbierajmy się! Nie chcemy się przecież spóźnić, prawda?- zapytał mnie Krzysio, łapiąc za rękę. Pokręciłam przecząco głową i podałam kluczyki do auta.
Przepraszam za to wyżej. Ledwo żyję, bo własnie wróciłam z wesela. Ale to świetne uczucie, kiedy tak sobie jedziesz a z Orlenu uśmiecha się Cichy :)
Ostatnio mówiliście, że mało tu Krzysia, więc teraz rozdział praktycznie tylko z naszym libero! :) Od jutra zaczynam majówkę i będę miała troszkę czasu, więc jeśli u kogoś mam zaległości to niech zostawi linki pod tym postem, a na pewno nadrobię! :>
Zmieniłam troszkę wygląd bloga, myślę, że się spodoba :D
Czytam=komentuję :)
pozdrawiam, Julka :*