niedziela, 31 marca 2013

Prolog, czyli wszystko musi mieć swój początek

-Niki czy ty zawsze musisz odkładać wszystko na ostatnią chwilę? - zapytałam brata, leniwie wstając z łóżka. Jako starsza siostra musiałam mu robić śniadanie, bo ten nigdy jakoś nie mógł wyrobić się na czas. No cóż, w końcu to facet. Zero jakiejkolwiek organizacji. Poczłapałam do kuchni, a mój braciszek latał po mieszkaniu, szukając czystych ubrań.
- Lenka nie widziałaś moich czarnych spodni?- krzyknął ze swojego pokoju. Problem w tym, że jego wszystkie spodnie były czarne.
- Które? Te z szelkami?- odkrzyknęłam, wyjmując mleko i płatki. Sprawdziłam telefon. Jedna wiadomość od Bartmanka: " Lenka, nie zapomnij tylko, że twój brat ma skazę białkową :)". Palnęłam się w czoło. Codziennie mój Zbyszek wysyłał mi taką wiadomość. Mój mózg rano nie trawił żadnych informacji. Schowałam mleko i płatki s powrotem, wyjmując kabanosy i musztardę.
- Nikoś, śniadanie!- oznajmiłam
- O siostra, jesteś cudowna! Co ja bym bez ciebie zrobił?- zapytał słodkim głosikiem, zapinając spodnie, te z szelkami
- Na pewno nie śniadanie. Teraz nie gadaj, wcinaj i już mi cie tu nie ma!- mrugnęłam do niego, zalewając kawę
- Dobra, dobra. O której wracasz? - spytał z pełnymi ustami
- Nie mam pojęcia, a czego chcesz?
- Mogę wbić z kolegami?
- Nie, jest środek tygodnia, mam zaliczenia, a ty szkołę  Nie ma kumpli, bo jak będą to zawalisz maturę. I tak się nie uczysz tylko imprezujesz- szybki wykład z rana to była normalka, zarówno z mojej jak i jego strony. W praktyce i tak każdy z nas robił to co chciał. Młody porwał torbę, pożegnał się i tyle go widzieli. Przede mną kolejny ciężki dzień na architekturze. Nie miałam zamiaru iść pieszo na uczelnię, bo śniegu było po kolana, a jak na złość skończył mi się bilet miesięczny. Jedynym ratunkiem był dla mnie Zbyszek. Złapałam za telefon i wybrałam jego numer. Muzyczkę na oczekiwanie zawsze miał świetną,  więc zaczęłam podrygiwać w miejscu. Szło mi to już całkiem nieźle, bo słyszałam ja kilka razy dziennie.
- Lenuś, co się stało? - usłyszałam głos Zbyszka w słuchawce
- Zbysiu, bo ja mam sprawę. Nie podrzuciłbyś mnie na uczelnie? Poratujesz w potrzebie? Plosieeee?- powiedziałam słodkim głosikiem. Usłyszałam jego śmiech w po drugiej stronie
- A wyjrzyj przez okno i zrób fajną minkę, to wtedy pomyślę- zaproponował. Odsłoniłam więc zasłonkę i zobaczyłam siatkarza po drugiej stronie osiedla, no może nie aż tak, po prostu w oknie naprzeciwko. Stał w swojej kuchni, trzymając w jednym ręku kubek, a w drugim telefon. Pomachałam mu i się uśmiechnęłam.
- Dobra, to o której masz być na tej uczelni?- spytał
- O 11, masz czas czy już trening?
- Nie, mam czas, a przy okazji pogadam z kilkoma ludźmi na uczelni, stęskniłem się- zaśmiał się
- Dobra, to ja się idę się ubierać- rozłączyłam się, pomachałam mu i zniknęłam z jego pola widzenia. Zamknęłam się w łazience, napuściłam gorącej wody do wanny i spędziłam godzinę na "relaksie".
O 10.30 rozległo się pukanie, wpuściłam do mieszkania Zbyszka i skończyłam sznurowanie buta.
- Znowu nakładasz te łamiące kości buty?- spytał
- Nigdzie się bez nich nie ruszę, przyzwyczaj się- pokazałam mu język
- No to pospiesz się, bo mi tam chłopak zamarznie-teatralnie potarł ręce
- Chłopak? Nie wiedziałam, że jesteś gejem. Mogłeś mi powiedzieć- wykrzywiłam usta w podkówkę
-  Zwariowałaś? Niby taka duża a głupia!
- Spadaj! Dobra idziemy, bo twój partner stygnie w samochodzie- złapałam torebkę, klucze i wypchnęłam go z mieszkania.

Podeszliśmy do jego audi, oczywiście wcześniej wylądowałam w zaspie i wyglądałam jak bałwanek. Uwielbiałam go za to z całego serca. A w środku faktycznie ktoś czekał. Chłopak, niedużo starszy niż my, brunet, w fajnej kurtce co rzuciło mi się od razu w oczy. Niby zwykła puchówka, a dodawała mu uroku.
- Możesz dzisiaj usiąść z tyłu?- zapytał Bartman
- A muszę?- spojrzałam na niego przerażona. Nienawidziłam jeździć z tyłu. Ten tylko przewrócił oczami, podszedł do szyby i w nią zapukał. Momentalnie się otworzyła.
- Grzesiu, słuchaj jest sprawa, możesz usiąść z tyłu? Lenka ma uraz z dzieciństwa.- poprosił
- Jasne, nie ma sprawy- odparł i wysiadł
Kurcze, jaki był wielki! Nigdy jakoś nie poznałam żadnego z kolegów Zbyszka, oprócz Michała Kubiaka, ale ten przestał się do nas odzywać, kiedy przenieśliśmy się do Rzeszowa.
- Lena, poznaj Grześka Kosoka, Grzesiu to jest Lena Werden- przedstawił nas
Podaliśmy sobie ręce, miał cieplutkie ręce, a przecież siedział w zimnie. Ja nawet w rękawiczkach miałam małe lodowce. A potem spojrzał na mnie swoimi oczami, Taki pięknymi oczami.I wsiedliśmy do samochodu,  nie zdążyliśmy nawet pogadać, bo na uczelnie miałam bardzo blisko. O dziwo, chłopcy nie wysiedli ze mną. Tłumaczyli, że maja trening a wieczorem mecz.
- Słuchaj Lena, a może byś wpadła?- zaproponował Kosok
- Chciałabym, ale nie ma już pewnie biletów- odpowiedziałam
- Żaden problem,zadzwoń po prostu do Zbyszka jak już będziesz pod halą.
Zgodziłam się. W sumie na jeden mecz mogę pójść, bo co mi szkodzi? Nie umrę od tego.



Cześć, siema, witajcie! To już mój drugi projekt, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu, starałam się bardzo :>Tu wcześniejszy:
http://pilemwspale.blogspot.com/
Jeśli ktoś dotrwał do końca, nie zanudzając się przy tym na śmierć to się cieszę!
Czytasz=komentujesz, zostaw coś po sobie ;) Twój komentarz, tak właśnie TWÓJ,  daje kopa do dalszego pisania!
pozdrawiam, Julka