Dzień niby zaczął się normalnie, jak każdy inny. Obudziłam się jak zwykle, poszłam do kuchni zjadłam śniadanie, ubrałam się, umyłam, poszłam obudzić brata, zrobiłam mu jedzenie i pożegnałam kiedy wychodził do szkoły. Monotonia dnia, której tak nienawidziłam wróciła. Nie miałam co ze sobą zrobić, a była dopiero godzina 9.15. O dzwonieniu do kogokolwiek nawet nie było mowy. Jest poniedziałek, 27 dzień marca, moje urodziny. Ciekawe czy ktoś o nich pamięta? W sumie to chyba każdy kto miał pamiętać, albo ze mną mieszkał; mój brat, albo dawno nie było go na tym świecie;moi rodzice, dziadkowie...
Na wspomnienie bliskich moje oczy zaszkliły się łzami. Otarłam je wierzchem dłoni.
Opanuj się! Dzisiaj kończysz 26 lat, nie bądź dzieckiem!
Łatwo powiedzieć kiedy jest się głupim sumieniem, prychnęłam. Jednak ten głosik miał trochę racji. W urodziny nie wolno płakać! Spięłam się w sobie i zaczęłam sprzątać. Co mi tam, nie mam co robić to chociaż mieszanie na tym skorzysta. Wygrzebałam skądś miotłę i inne te no, rzeczy potrzebny do zaprowadzenia porządku w moim mieszkaniu. Zaczęłam od kuchni.Wyjęłam pięć tysięcy rzeczy, których nie potrzebowałam. Podobnie zrobiłam w salonie i łazience. O moim pokoju lepiej nie wspominać. Gdyby powstało państwo o nazwie Brudnolandia, jego stolicą może zostać właśnie mój pokój.
W sumie z całych moich "wiosennych porządków" uzbierało się osiem wielkich worów, wyładowanych śmieciami. Nałożyłam grubszy sweter i buty, z trudem podniosłam worki i wyszłam, żeby pozbyć się ich raz na zawsze. Z niemałym trudem zjechałam windą z trzeciego piętra. Wyciągnęłam worki i ruszy odpowiedziałam w stronę osiedlowego kosza.
Kiedy się pod nim w końcu znalazłam, byłam tak zmęczona jakbym przebiegła maraton. Oparłam się betonową ścianę i oddychałam głęboko.
- Przepraszam, nie wie pani gdzie znajdę najbliższy sklep?- usłyszałam głos za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam całkiem wysokiego, przystojnego, czarnowłosego mężczyznę. Zlustrowałam go uważnie wzrokiem, mrużąc przy tym oczy.
- Tak jasne, że wiem. Za tamtym blokiem jest mały sklepik- wskazałam ręką w podanym kierunku. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Dziękuję bardzo, a nie potrzebuje pani pomocy z tymi workami?- spojrzał znacząco w stronę moich śmieci.
- Co? A tak, no nie powiem, nie pogardziłabym- odwzajemniłam uśmiech, błyszcząc moim żelastwem na zębach. Chłopak złapał je wszystkie jedną ręką, tak jakby ważyły tyle co nic, i zręcznie wrzucił je do kosza. Patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią.
- No, to tego, ja się będę zbierał, dziękuję za pomoc pani...
- Żadna tam pani, Lena jestem!- przerwałam mu, wyciągając rękę. Uścisnął ją i ponownie się uśmiechnął.
- Miło mi, Benek jestem!
- No to co? Jestem twoją dłużniczką, nie masz ochoty na poranną kawę?- zapytałam go. Podrapał się lekko po głowie, jakby nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Wiesz, z miłą chęcią, ale usiałbym najpierw pójść do tego sklepu, inaczej Mańka mnie zabije- powiedział w końcu.
Och, czyli miał dziewczynę. A ja głupia wypaliłam z tą kawą.
- Tak, moja siostra bardzo się denerwuje jak nie dostaje nic do jedzenia- zaśmiał się.
Zaraz, zaraz. Czy on nie powiedział siostra?
- Nie musisz mi tego mówić, ja mam brata- uśmiechnęłam się lekko.
- O, no to wiesz co czuję. Słuchaj jestem w Rzeszowie o tygodnia, nie pokazałabyś mi gdzie jest ten sklep, bo znając życie zanim do niego dotrę to zgubię się pięć razy. Przysługa za przysługę?- zapytał mnie.
- No dobra,to chodź!- powiedziałam i ruszyliśmy w stronę sklepiku.
- No to jak? Dasz się zaprosić na kawę czy nie?- spytałam go ponownie, kiedy wychodziliśmy z zakupów.
- Tak jasne, tylko wpadnę do domu i dam jej coś do jedzenia, bo mi tam żyć nie da. Kobiety!- podniósł ręce i pokręcił głową.
- No dobra, to ja mieszkam w tym bloku, na trzecim piętrzę, pod numer 33- wskazałam na moje okno.
- W takim razie do zobaczenia za chwilę- mrugnął do mnie i ruszył w stronę swojego bloku, ja w tym samym czasie wyjęłam telefon i wybrałam numer do Krzyśka.
- Suchham?- -usłyszałam po drugiej stronie głos zaspanego siatkarza.
- Obudziłam cię, kocie?- spytałam ze skruchą w głosie.
- Nie soo ty, ja sobie tylchoo drzemałem- powiedział z wielkim trudem, próbując zamaskować ziewnięcie.
- Przepraszam cię bardzo, nie potrzebujesz czegoś, mam ci w czymś pomóc?- zapytałam go.
- Nie, soo ty, ja sobie ze wszystkim dooskonale poraseęe- odrzekł mi, prawie wrzeszcząc.
Skrzywiłam się lekko na ten dźwięk, ale jednak po chwili mi przeszło.
- No dobra, to jakby co wiesz gdzie mnie szukać Krzysiu-odpowiedział mu.
- Ależ oszywiście, do wisenia- powiedział, przesyłając mi buziaka.
- Pa pa- powiedziałam i tym samym zakończyłam naszą rozmowę.
Kochany, pokiereszowany Igła.
Dzisiaj już go zostawię w spokoju, niech się chłopak zrelaksuje, odpocznie. Należy mu się to, zawsze tak ciężko pracuje.
Weszłam do domu, od razu kierując się do kuchni i nastawiając wodę na kawę. Pogrzebałam chwilę w szafkach i wyjęłam herbatniki. Położyłam je ładnie na talerzyku, który wylądowałam na moim kuchennym stole. Kilka minut później, kiedy zalewałam parujący napar usłyszałam ciche pukanie. Tak mnie to rozproszyło, że oblałam sobie wrzątkiem kawałek palca.
- Szlag!- mruknęłam i ruszyłam otworzyć drzwi, ssąc palec, tak żeby przestał mnie piec.
Wpuściłam do mieszkania mojego nowego sąsiada, ręką wskazując kierunek w który ma się udać. Sama musiałam na chwilę zniknąć w łazience i opatrzyć sobie poparzony palec.
- Bardzo ładnie mieszkasz- powiedział Benek kiedy pojawiłam się przy nim. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dzięki- odparłam, podając mu cukier.
- Żaden problem, długo już mieszkasz w Rzeszowie?- zapytał mnie.
- No już rok mi leci- odpowiedziałam, głęboko się nad tym wszystkim zastanawiając.
- O! To będziesz mi pomagać, bo ja tu jestem dopiero od tygodnia i jakoś mi nie idzie na razie.
- To co ty tu robisz?
- Moja siostra dostała propozycję uczenia się na rzeszowskiej uczelni, no to musiałem z nią ty przyjechać- wyjaśnił mi.
- O, naprawdę? A na co się dostała?
- Na architekturę, ma zamiar zostać architektem.
- No nie opowiadaj! Ja skończyłam tę szkołę miesiąc temu!
- To będziesz mogła jej czasami pomóc- mrugnął do mnie
- Z przyjemnością, pewnie ma talent- uśmiechnęłam się do niego.
- Czy ja wiem. No niby coś tam umie- odparł, śmiejąc się.
A ty? Co masz zamiar tu robić?
- Ja zostałem fizjoterapeutą jakiegoś siatkarskiego klubu- rzucił krótko.
- NIE GADAJ!? Jesteś nowym lekarzem Asseco?
- No chyba jestem, a co? Nie mów, że ten zespół też znasz- wykrzyknął
- NO znam, znam. Na naszym osiedlu mieszka nawet jeden zawodnik: Zbyszek Bartman- uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- O kurde, to się porobiło!- złapał się za głowę, z niemałym trudem wszystko sobie układając w głowie.
- Masz być pewnie na jakimś treningu, mam rację?
- Tak, dzisiaj miałem pojechać na halę i poznać wszystkich zawodników, sztab i tak dalej.
- Mogę ci towarzyszyć jeśli chcesz- powiedziałam.
- Mogłabyś?- zapytał, przenosząc na mnie swoje spojrzenie.
- Jasne, ja z nimi jestem w bardzo dobrych kontaktach, no może z wyjątkiem Lukasa- przyznałam. Nadal nie potrafiłam wybaczyć rozgrywającemu akcji która miała miejsce na urodzinach Zbyszka.
- Czesi to dobrzy ludzie, ale na dłuższą metę są bardzo denerwujący- przyznał.
- A ty skąd tyle o nich wiesz?
- Studiowałem w Pradze- przyznał się, lekko uśmiechając. No niezły jest, to trzeba przyznać.
- Musisz być diablo inteligentny- gwizdnęłam.
- Bez przesady, miałem trochę szczęścia- wzruszył ramionami.
- Ok, zostawmy to. Na którą musisz być na Podpromiu?- zapytałam go, wkładając filiżanki do zmywarki i włączając ją.
- W sumie to za 15 minut, ale kompletnie nie wiem gdzie mam jechać- powiedział, spoglądając na zegarek.
- Co? I ty tak po prostu siedzisz i patrzysz co robię, zajadając ciasta?- wrzasnęłam na niego.
- No tak- odpowiedział z pełnymi ustami, wzruszając ramionami. Złapałam go za koszulę, porwałam torebkę i wypchnęłam z mieszkania. Pamiętałam cały czas jakiego fioła ma Andrzej na punkcie punktualności.
- Pamiętaj, jeśli cię o nic nie zapytają to po prostu im nie odpowiadaj- powiedziałam kiedy wchodziliśmy na salę. Benek wyglądał na lekko przerażonego.
-No nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze- poklepałam go po ramieniu.
- Skoro tak mówisz- odetchnął głęboko i otworzył drzwi. Siłą go przez nie przepchnęłam i w efekcie wtoczyliśmy się na halę. Szybko się pozbierałam i wstałam. Szybko ogarnęłam wszystko wzrokiem i z wielką ulgą zauważyłam, że była pusta. Podałam rękę Benkowi i pchałam dalej, w głąb sali. Wreszcie znaleźliśmy się stosunkowo blisko sztabu, który zdążył się już pojawić.
- Werden, a ty co tu robisz?- usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Kowala, który zbliżał się w naszą stronę.
- Kowal, przecież mówiłeś, że mogę tu wpadać jak często tylko chcę- wytknęłam mu język.
- A to co za jeden?- wskazał palcem na mojego sąsiada.
- Benjamin Dankiewicz, nowy fizjoterapeuta- wyciągnął do niego rękę.
- A tak, mówili mi coś, że dostaniemy kogoś nowego!- uśmiechnął się do niego. - Zaraz pojawi się nasza główna lekarka, Julka, wtedy wszystkiego się dowiesz.
Faktycznie, w tym samym momencie z szatni wyszli zawodnicy i z nimi Julka, która kłóciła się o coś z Piotrkiem, pierwszy raz ich widziałam kiedy to robili.
- Julka, chodź tu na chwileczkę!- krzyknął trener, przywołując kobietę do siebie.
Podeszła do nas szybko, z wielką ulgą opuszczając Piotrka.
- Co się stało?- zapytała podchodząc do nasz.
- To jest nasz nowy masażysta, Benek się nazywa, pokażesz mu wszystko mam nadzieję?- zapytał ją.
- Jasne, że tak!- uśmiechnęła się do nas i gestem nakazała mu, żeby ruszył za nią.
Przeprosiłam Andrzeja i podeszłam do Nowakowskiego.
- Piotrek, o co wy się kłóciliście co?
- A tam, rodzinne sprzeczki- machnął ręką. Jednak nie ze mną te numery.
- Cichu, jeśli coś dzieje to wiesz, że ja mogę wam zawsze jakoś pomóc- zadarłam głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Tak, wiem. Jeśli będzie taka potrzeba to będziesz wiedziała o tym pierwsza- odpowiedział, próbując się uśmiechnąć. No nie za bardzo mu to wyszło, ale co miałam zrobić?
- Dobra, trzymam cię za słowo- powiedziałam poważnie.
- Jasne- rzucił krótko i ruszył w stronę kosza pełnego niebiesko-żółtych piłek. Co mu się mogło stać, no co ja się pytam?
- Przyjaciółko moja! Wszystkiego najlepszego!- rzucił mi się na szyję Zbyszek, podrywając do góry.
- Matko, jaki przypływ miłości!- wydyszałam. Postawił mnie natychmiast na podłodze, okręcając kilkakrotnie.
- No nie codziennie ma się urodziny!- wykrzyknął.
- Kto ma urodziny?- podłapał Lotman, który pojawił się przy nas.
- Lena ma!- odpowiedział dumnie Bartman.
- Reallyy? Happy Birthday!- wykrzyknął Amerykanin i mocno mnie przytulił.
- Paul, please, I need some air!- wychrypiałam.
- Oh, sorry!- puścił mnie i podbiegł do reszty chłopaków.
Po całym treningu chłopcy zaprosili mnie na kawę, a mój nawy kolega musiał zostać na miejscy, żeby dopiąć kilka spraw, potrzebnych im spraw. Śmialiśmy się i świętowaliśmy w bardzo miłej atmosferze. Brakowało mi jedynie Krzyśka, więc postanowiłam go odwiedzić. Miałam zapasowe klucze, wpadłam więc jeszcze do cukierni po jakieś ciasto. Pod jego mieszkaniem byłam około godziny 16.30, cichutko weszłam po schodach i przekręciłam klucz w drzwiach. Stawiałam małe kroczki, za wszelką cenę chcąc zrobić mu niespodziankę.
Kiedy doszłam do miejsca w którym spał i zobaczyłam to co się tam znajdowało łzy napłynęły mi do oczu.
Krzysiek spał sobie z jakąś kobietą, która pierwszy raz widziałam na oczy. Pociągnęłam głośno nosem, tym samym budząc libero. Rozdziawił usta, a oczy wyszły mu z orbit.
- Lenka to nie tak...- zaczął, ale już nie chciałam go słuchać. Rzuciłam w niego ciastem i wybiegłam z pokoju, zapłakana i upokorzona po raz drugi w życiu. Nie miałam już na to wszystko siły, to dla mnie za dużo.
Pobiegłam sama nie wiem gdzie. Pobiegłam? Chyba pojechałam. Zobaczyłam zieloną tabliczkę z napisem "Bydgoszcz", a może "Bełchatów"? Tak, zdecydowanie Bełchatów. A potem nagle sobie o czymś przypomniałam. Ten którego szukam wcale nie jest w Bełchatowie, jest tutaj. W Rzeszowie. Zawróciłam z piskiem opon i ruszyłam w kierunku, którego tak bardzo pragnęłam.
Wjechałam windą na wskazane piętro i zapukałam do drzwi. Otworzyły się niemal natychmiast.
- Mogę wejść?- zapytałam go.
- Oczywiście!- odpowiedział Alex i zamknął za mną drzwi.
W końcu jakiś rozdział na poziomie. Mam nadzieję, że mnie za niego nie zabijecie :)
Od tygodnia ćwiczę poloneza na bal i dlatego mam tak mało czasu żeby coś tutaj napisać :c
Jednak postaram się dodać coś jeszcze, być może w środę :)
No nic pozostawiam was z tym epizodem!
Zachęcam do czytania i komentowania :)
pozdrawiam, Julka! :*
Ojacieżkurwajapierdolecozajebanyniedkształt !!! Boże co ten Igła robi czy ja mam się przejść do tego Rzeszowa i mu sieknąć w głowę i to jeszcze w jej urodziny. OOł Bendżamin. Mam niezłe wspomnienia z tym imieniem. KOleżaneczko moja najwspanialsiejsiejsiejsza kiedy będzie nowy rozdział na najzajebistrzym bllogu to znaczy tam u PITUSIĄTKA ?? Zapraszam teraz do siebie na nową historię niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tam coś teges może jutro, bo taki luzny dzień mam :D
UsuńOMG..... Ej, niee! Igła, co ty odpierdzielasz?! :O
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to jakaś pomyłka, nooo... ;>
Lenka miała fajne urodziny z siatkarzami, ale to później - masakra.. To się jakoś wyjaśni, prawda? ;d
No to z niecierpliwośćią czekam na kolejny rozdział :P
Urodziny początkowo spoko, ale potem to jakąś masakra ;c
Usuńno nie wiem jeszcze czy sie wyjaśni czy nie, zobaczymy ;)
Ignaczak, mam wstac?! No bo jak wstanę to nie będzie tak kolorowo. No! A tak poza tym jest jak zwykle świetnie. Pozdrawiam, a w między czasie zapraszam do siebie ;D oladreams.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziena, dziena, jasne, wpadne ;)
Usuń