środa, 1 maja 2013

Roz.12- proszę państwa, przed wami Grzegorz Kosok

Punkt 20.00 byliśmy pod Grand Hotel w którym miała się odbyć cała ta uroczystość. Krzysztof jak przystało na gentlemana otworzył mi drzwi i podał ramię kiedy wysiadałam. Momentalnie znalazło się przy nas kilkudziesięciu fotografów. Cholera, kim ja jestem żeby mi robić zdjęcia? Nie dałam się jednak zbytnio rozproszyć, wspólnie z Ignaczakiem przeszliśmy całą odległość jaka dzieliła nas od wejścia do hotelu. Kiedy  weszłam do środka oślepiło mnie jeszcze więcej świateł. Potężne żyrandole, prawdopodobnie z epoki edwardiańskiej, raziły nieprzyjemnie w oczy. Igła zauważył chyba, że nie czuję się tutaj najlepiej poklepał  mnie po ramieniu.
- Jak tam? Trzymasz się jakoś?- zapytał mnie troskliwie, patrząc w oczy. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, więc co?
- No wiesz, wakacje to nie są, ale jakoś daje radę- uśmiechnęłam się do niego blado. Momentalnie zabrakło mi powietrza. Nigdy więcej nie dam się namówić na takie coś!
- Jesteś strasznie blada. Na pewno wszystko w porządku?- dopytywał
- Tak, tak. Zaraz się przyzwyczaję- uspokoiłam go, w tym samym momencie weszliśmy do głównej sali i z ulgą rozpoznawałam twarze zawodników Asseco. Jako pierwszy zauważył naszą obecność nie kto inny jak Paul Lotman. W sumie przy tym wzroście nietrudno o takie rzeczy.
- Patrzcie z kim przyszedł Igła! Kto wygrał zakład?- krzyknął Amerykanin, rozglądając się w stronę zawodników i ich partnerek. Zauważyłam, że Julka się do mnie uśmiecha i macha. Odmachałam jej, ale o jaki zakład chodziło Paul'owi?
- No ja wygrałem. Mówiłem, że uda mu się ja przekonać!- wyszczerzył się do Olieg, kiedy już się do nich dosiedliśmy. Miła blondynka, zapewne jego żona, uśmiechnęła się do mnie serdecznie
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, najważniejsze żeby przetrwać wszystkie podziękowania, a potem z górki- szepnęła do mnie. Coś czuję, że się polubimy.
- Dzięki, to moja pierwsza taka impreza. Mam nadzieję, że ostatnia na jakiej będę- lekko się uśmiechnęłam
- No co ty! Ja na swojej pierwszej też byłam przerażona, a teraz to nawet je lubię. Natalia jestem, miło mi- podała mi rękę żona Oliega
- Lena, cała przyjemność po mojej stronie- uścisnęłam jej rękę. Wydawała się taka otwarta, zresztą u Achremów to chyba normalka. Przegadałam z nią całą tę oficjalną część imprezy. Z jej opowieści wynikało, że najlepsze dopiero przede mną. Postanowiłam jej zaufać no bo ja jestem w tych sprawach zielona. Opowiadało po kolei kto przemawia,w czyim imieniu. Tak bardzo zajęła się "niańczeniem" mojej skromnej osoby, że Olieg i Krzysiek musieli sobie radzić sami. W końcu prezes Asseco wypowiedział zdania,które tak bardzo chciałam już usłyszeć odkąd się zjawiliśmy.
- A teraz zapraszam wszystkich do sali bankietowej!- powiedział, ku ogólnej radości Marek Panek. Zrobiliśmy tak jak nam kazano. Igła porwał mnie i coś tam jęczał
- Dlaczego ze mną nie gadałaś? No wiesz, czułem się dziwnie- powiedział smutno. Aż mi się zrobiło go żal. Faktycznie, nie odezwałam się do niego ponad 1,5 godziny!
- Krzysiu przepraszam cię! Ja tak niechcący, wynagrodzę ci to!- uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Od razu na jego ustach zagościł szeroki uśmiech. Prowadził mnie między rzędami długich stołów, zastawionych pięknie wyglądającymi potrawami. Byłam tak głodna, że porwałam jedną, maluteńką krewetkę. Akurat w momencie kiedy miała wylądować w moim obolałym z głodu żołądku zniknęła z moich rąk.
- Hej Zbyniu! Znajdź sobie własne jedzenie!- oburzyłam się, mierząc przyjaciela morderczym wzrokiem.
- Ty i tak dobrze wyglądasz!- wyszczerzył się do mnie. O nie, od tej pory w życiu nie zje u mnie śniadania, obiadu, ani niczego!
- Krzysiu widziałeś jaka z niego szuja?- zapytałam mojego partnera z niedowierzaniem.
- Te, paker ogarnij się!- walnął go lekko w głowę. Tak po ojcowsku. Kochany Krzysio mój jedyny, najlepszy!
- Panowie, zaraz wracam, bo nie wytrzymam z głodu!- przeprosiłam ich na moment, znikając im z oczu. Tak naprawdę nie chodziło mi o żadne jedzenie. Mignęła mi gdzieś znajoma twarz i postanowiłam to sprawdzić. Stanęłam po jednej stronie stołu, przy okazji jednak coś tam zjadłam. W końcu dostrzegłam to czego tak zawzięcie szukałam, a właściwie tego.
- Filip!- wrzasnęłam. Ten zaczął się rozglądać, aż w końcu mnie dostrzegł.
- Lenka!- obiegł stół w sekundę i już byłam w jego objęciach. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że jeszcze tkwi w USA.
- Co ty tu robisz?- zapytał mnie z niedowierzaniem. Nie zmienił się, no może schudł jeszcze bardziej i się opalił. A tak, to mój Filip; elegancki garnitur a do tego trampki, czarne włosy, chociaż mocno na-żelowane  nadal wyglądały jakby dopiero co wstał.
- Ja? Ty mi powiedz lepiej skąd ty tu się wziąłeś
- Ja jestem przedstawicielem Inglota w Polsce, ale nadal nie wiem co ty tutaj robisz?- uniósł do góry brew, bacznie mi się przyglądając. W tym momencie dołączył do nas Krzysiek.
- Lenka, zostawiłaś mnie tam samego z tym...- przerwał w pół zdania, zauważając Fifiego.- O pardone, nie chciałem przeszkadzać- zreflektował się i już miał się wycofywać, kiedy złapałam go za rękę.
- Igła, poznaj proszę mojego przyjaciela Filipa, Filip to Krzysiek Ignaczak-przedstawiłam obu panów. Podali sobie ręce, uważnie lustrując wzrokiem. Chwilę pogadaliśmy, po czym ktoś zawołał mojego starego przyjaciela i zniknął mi z oczu.
- Ty to masz jednak dobrze ustawionych przyjaciół!- mój facet, aż gwizdnął z uznania
- No wiem, a najlepiej masz ty!- wyszczerzyłam się do niego, a ten tylko uśmiechnął się cwaniacko.
- Ta, a to nivy dlaczego?
-Ba żaden nie ma tak wspaniałej partnerki jak ty- szepnęłam mu do ucha
- A w czym tak wspaniałej?- dopytywał. Niestety musiał sobie poczekać na odpowiedź, bo w tym momencie na scenę wkroczył Grzegorz Kosok.
- SZAMPAN DLA PIĘKNEJ PANI!- powiedział, podając mi teatralnie kieliszek. Przejęłam go, lekko dygając nóżką i śmiejąc się perliście. Największy koneser alkoholu w Resovi zameldował swoja gotowość do imprezy!
- Czemu to ja cię nie zaprosiłem, tylko ten tu, pomniejszy?- zapytał rozmarzonymi oczkami, wskazując na Ignaczaka. Zdążył już chyba popić. Pewnie z Jochenem.
- No bo ja mam refleks waligóro, a ty nie!- syknął Krzysiek
- Bla bla bla! Nie nadymaj się tak bo ci żyłka pęknie!- przedrzeźniał kolegę, a ten zrobił się czerwony na twarzy. Postanowiłam interweniować, bo by się jeszcze pobili.
- Grzesiu, Grzesiu! Ja cię nie podpuszczam, ale nie podejdziesz do tamtej dziewczyny i jej nie pocałujesz!- wskazałam na długonogą brunetkę, która rozmawiała ze Zbyszkiem.
- Co ja nie pójdę? No to patrz!- podał mi swój kieliszek i ruszył chwiejnym krokiem we wskazaną stronę.
- O kurwa, ale będą jaja!- szepnął do mnie Igła.
- Co, a to niby dlaczego?- spytałam
- Bo ta dziewczyna to jest Gośka, żona Zbyszka- wytłumaczył mi. Zrobiłam wielkie oczy.
- BARTMAN MA ŻONĘ!?- wrzasnęłam z niedowierzaniem, ale mógł  mnie usłyszeć tylko libero.
- NO i to już od roku, nawet synka mają!- dodał. I ten mi nic nie powiedział? Ma żonę i dziecko, a ja o niczym nie wiem? KOSA! Matko, toż on straci zaraz życie!
- Jezu, Krzysiek, ratujmy Grześka, przecież Bartman go zabije!- złapałam go za rękę, ale było już za późno.
Grzegorz podszedł do Bartmanowej i chwycił jej twarz w ręce, po czym wbił się w jej usta. Wszyscy siatkarze patrzyli na to ze zdziwieniem, ale najgorszy był Zbigniew. Na samym początku jego twarz była biała jak ściana, a nawet gorzej. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, jednak szybko mu to przeszło. Momentalnie odcień jego skóry mógłby iść w zawody z kolorem mojej sukienki. To się nazywa patriotyzm! Zbyszek, biało-czerwony! Szarpnięciem odciągnął "parę" od siebie. Kosa momentalnie zbladł, ja już biegłam w ich kierunku żeby chociaż go nie pobił, ale znowu się spóźniłam. Pięść Zbyszka zatopiła się w policzku środkowego. Ten odrzucony impetem uderzenia poleciał do tyłu, tak, że wylądował na stole przewracając wszystko co się na nim znajdowało. Atakujący, dosłownie, szedł w jego kierunku z uniesioną ręką.
- Lotman, Piter, zatrzymajcie go!- krzyknęłam do najbliżej stojących zawodników. Ci uwiesili się na Bartmanie jak na choince, a ten strzepnął ich z siebie jak bombki.W końcu dobiegłam na moich szpilach do przyjaciela i stanęłam przed nim.
- Zostaw go, to moja wina, głupi zakład. Nie wiedziałam, że masz żonę, bo mi kurwa, nic nie powiedziałeś. Tak traktujesz przyjaciół? Co może i mnie teraz uderzysz?- spojrzałam mu prosto w oczy
- Zakład?- wyszeptał
- Tak, głupi zakład. Teraz to możesz mnie obwiniać, ale Kosoka zostaw w spokoju.- powiedziałam groźnie.
- Dobra! Gośka, wychodzimy!- złapał żonę za rękę i tyle ich widzieli. Obróciłam się w stronę Grześka, który dzięki Bogu już wstał z pomocą Krzyśka i Lukasa. Miał lekko zaczerwienioną twarz i poplamioną koszulę.
- Chodź Kosa, zabieramy cię do szpitala- powiedziałam wycierając mu koszulę.
Pechowy wieczór. Przed państwem pobity Grzegorz Kosok!





Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale więcej jestem na dworze niż w domu. No nic, zostawiam was ze świeżym rozdziałem, życzę miłej lektury :)

p.s. WINIAR ZOSTAŃ W POLSCE!!!!

pozdrawiam, Julka :)

11 komentarzy:

  1. Rozdział świetny.
    Zbyszek żonaty? I ma dziecko zaskoczyłaś
    mnie totalnie ;DD
    Szkoda Grześka.Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję,ale ja jestem chyba jednak nie co innego zdania :/
      A Zibi to jeszcze z poprzedniego bloga ;)
      pozdrawiam, i obiecuję wpaść :)

      Usuń
  2. Żonaty ZB9 ,haha ,dlaczego nie :) Śmiac mi się chce ,bo Grzesiu taki alvaro ,kto by pomyślał w ogóle ? Świetny rozdział :) po PO po POzdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzesiu to jest don juan de Makłowicz czy coś takiego XD
      A Zb9 i Gośka to jeszcze stary bloog :> stęskniłam się to postanowiłam coś zadziałać z nimi :D
      popopozdrawiam, Julka

      Usuń
  3. Poryczałam się ze śmiechu, autentycznie :D wyobraziłam sobie takiego Grzegorza i zawyłam w głos :D dziewczyno, co Ty ze mną robisz :D?! GENIALNE ;D!
    Kto by pomyślał, że nasza Kosina to nie dość, że koneser alkoholu to jeszcze taki...amant :D! jaki odważny :D! ale głowę ma jeszcze nie wyćwiczoną (albo na starość z przepicia płata mu figle), skoro nie zorientował się, że to zona Zbycha :D

    Po raz kolejny świetne akcenty z poprzedniego bloga ;>

    Uwielbiam Cię :D
    pozdrawiam :*

    naranja-vb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja przepraszam, więcej nie będę, obiecuję! :)
      Kosa to jest według mnie człowiek o stu twarzach i pokaże jeszcze nie jedną :D

      A dziękuję, miło mi to słyszeć :D

      we, bo się zarumienię :3 ja ciebie również :D
      pozdrawiam, Julka :*

      Usuń
  4. Masz rację Kosa człowiek o 100 twarzach;) Zapraszam do siebie, ja zaczynam dopiero, pierwszy blog liczę na rady i wskazówki http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/2013/05/poczatek.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzę, że ktoś mnie popiera! :D
      zaraz zobaczę twoje bloga :)
      pozdrawiam, Julka

      Usuń
  5. Eeeej Julka stworzyłam nowego bloga ,gdzie jedna historia to jeden rozdział. I właśnie pojawiła się pierwsza taka historia http://niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com/
    Zapraszam i Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ty to jesteś człowiek kreatywny, ja ledwo z łóżka wstaję, a ty już pińcet rezczy zdążysz zrobić! :o
      Kreatywna Annie jest kreatywna :D
      zaraz go obczaję, obiecuję, a jeśli nie to masz prawo skopać mi dupe :D

      Usuń
  6. Kosa jest the best i nikt nigdy tego nie zmieni! ♥

    http://walcze-bo-warto.blogspot.com/2013/05/dziewietnascie.html nowy epizod sie pojawił, więc serdecznie zapraszam :D Pozdrawiam, poziomkowa ;)

    OdpowiedzUsuń